16.11.2017 - czw
Mam 66 lat i 348 dni.
No i skończył się piąty zwykły dzień.
"Nic" się nie działo, a nawet jeszcze bardziej "nic" niż wczoraj. Oto więc kolejna sytuacja, jedna z wielu, w jakiej się znalazłem. Czyli z cyklu: "Absurd!"
Jakiś czas temu, będąc w Naszej Metropolii, ale grubo przed tym, zanim skończyłem 66 lat i 328 dni, udałem się do urzędu pocztowo-telekomunikacyjnego, aby wysłać dwa polecone. Swoją drogą podziwiam konsekwentny, kilkudziesięcioletni "sposób postępowania" naszej Poczty Polskiej, która ostatecznie wypracowała takie oto przesłanie w pełni ubezwłasnowolniające swoich klientów:
- Drogi Kliencie, jeśli chcesz być pewny, czy Twoja przesyłka dotarła do wskazanego miejsca przeznaczenia, nie wystarczy opłacić koszty jej przesłania wg podanego przez nas taryfikatora, bo wtedy nie odpowiadamy za jej niedoręczenie, ale należy zastosować procedurę "polecony", oczywiście za wyższą opłatą, która zdecydowanie zwiększy prawdopodobieństwo dostarczenia przesyłki. Jednakże, gdyby jednak nadal usługa nie została w pełni przez nas zrealizowana, zapraszamy serdecznie do wystąpienia na drogę sądową o dochodzenie odszkodowań, przy czym podstawą złożonego pozwu musi być udowodnienie nam, że przesyłka faktycznie nie dotarła.
Z wyrazami szacunku...
Urząd jest na Naszym Osiedlu, w bloku. Trzeba wejść po schodach na tzw. wysoki parter. Będąc wewnątrz obserwowałem wysiłki i determinację starszych osób poruszających się o laskach lub kulach, które powoli docierały do celu. Jednej pani chciałem pomóc, ale odmówiła. Wcale się nie dziwię.
W środku, w dwóch małych pomieszczeniach, jednym do listów, drugim do paczek, było nawet sporo osób w różnym wieku, więc trzeba było stać w kolejce. Z nudów obserwowałem otoczenie, zwłaszcza ludzi - jak się zachowują, co mówią, itp. Na podstawie tego tworzyłem sobie różne historyjki z pocztowymi bohaterami w rolach głównych, a czas płynął.
- Podsłuchujesz? - raczej stwierdza, niż pyta Żona, gdy jesteśmy, np. w restauracji.
Robi to wtedy, kiedy zauważa, że jestem nieobecny, nie odzywam się, nie reaguję na Jej słowa. Oczywiście podsłuchuję upatrzony sąsiedni stolik i potem Żonie przedstawiam analizę - kto jest kim według mnie, jakie są relacje między ludźmi siedzącymi obok, co aktualnie może się u nich dziać, itd. Bardzo ciekawi mnie, na ile rozmijam się z prawdą? A Żona zawsze puka się po głowie.
Z tego świata wymysłów i tworzenia scenariuszy wyrwał mnie obraz tablicy korkowej wiszącej w "pomieszczeniu paczkowym", a na niej poprzypinane w charakterze oferty handlowej kalendarze na rok 2018 - różne pieski i kotki, a wśród nich jeden z Janem Pawłem II.
Bardzo mnie to rozśmieszyło i zirytowało zarazem, więc, przeczuwając aferę, najpierw wysłałem polecone, potem wyciągnąłem smartfona i zbliżyłem się niespiesznie, aby nie zwracać niczyjej uwagi, do tablicy. Korzystając z tego, że urzędniczka była zasłonięta jakąś klientką, spokojnie wykadrowałem i błysnąłem lampą. To mnie oczywiście natychmiast zdradziło, bo pani zza okienka z refleksem huknęła:
- Proszę nie robić zdjęć i natychmiast je skasować!
- Dlaczego? - spokojnie rżnąłem głupa.
Inne osoby specjalnie nie zainteresowały się tym zamieszaniem apatycznie zajęte własnymi sprawami.
- Bo to jest urząd państwowy - odparła pani z godnością - i jest zakaz robienia zdjęć!
- Ja nie widzę takiego zakazu. Och, za to widzę zakaz palenia papierosów.
- Proszę pana, odpowiednie przepisy mówią, że w urzędzie państwowym zdjęć robić nie wolno!
- A mogłaby mi pani takie przepisy okazać?
Dalej żadnego zainteresowania ze strony interesantów.
- Proszę się udać do UP nr... na ulicę... i tam pan te przepisy zobaczy.
- Dobrze - mówię. Ale wie pani (tu uniosłem głos), ja jestem ateistą...
W tym momencie wszystkie spojrzenia zogniskowały się na mojej osobie. To mi przypomniało jedną ze scen serialu "Alternatywy 4" Barei, kiedy, bodajże do autobusu, wsiada Wojciech Pokora grający jednego z lokatorów, a na jego widok jakaś matka błyskawicznie przyciąga do siebie swoje dziecko i kurczowo je przytulając mówi:
- Patrz, córeczko, tak wygląda KAPUŚ!
- Patrzcie, tak wygląda ATEISTA! Wcale się tym ludziom nie dziwię. Zobaczyć ateistę na własne oczy, i to w urzędzie państwowym, i to mówiącym o tym publicznie z własnej woli, i to w obecnych czasach! No naprawdę...
..., ale uważam, że to jest skandal i jakaś paranoja, żeby wywieszać podobiznę Papieża wśród piesków i kotków!
Pani głęboko zaczerpnęła powietrza i, oburzona, wyrzuciła z siebie:
- To jest dla naszych klientów!!!
Korzystając, że jeszcze nie zdążyła ochłonąć z tego wyznania, oddaliłem się bez słowa starając się iść w miarę wolno i spokojnie. Ale już za drzwiami lekko przyspieszyłem i, mając oczy dookoła głowy, lekko kluczyłem po osiedlowych uliczkach, zanim dotarłem do samochodu. Spiesznie też odjechałem.
Jedno jest pewne. Tam już jestem spalony.
Dzisiaj Bocian nie odezwał się wcale. Zaczynam się martwić!