25.11.2017 - sb
Mam 66 lat i 357 dni.
No i byłem w Szkole. Pierwszy raz w tym Cyklu.
Szedłem, jak zwykle(!) piechotą, niespiesznie. Bardzo przyjemnie obserwować ranek w Metropolii.
Mam zwyczaj, jeśli inne obowiązki Mi nie przeszkadzają, być w pracy przed wszystkimi. Bardzo często przychodzę o 06.00, a nawet wcześniej, czym zdobyłem szacun wszystkich ochroniarzy pilnujących budynku 24 godz. na dobę. "No proszę, Dyrektor, a pracuje!".
Ale dzisiaj byłem dopiero o 08.15. Muszę się oszczędzać i wolno adaptować do nowych warunków - zbyt duża przestrzeń czasowa i zbyt duża odległość, które pokonałem zbyt szybko. Dawniej człowiek podróżował z prędkością 15 km na dzień(!), więc powoli przyzwyczajał się do nowych miejsc, nowych krajobrazów, nowych warunków klimatycznych, itd. A teraz szast prast!... A biologia została ta sama.
Jak przychodzę do Szkoły, robię sobie kawę, taką z ekspresu, na kapsułki. Żadna filozofia - nawet Ja to potrafię obsłużyć. I mam taki zwyczaj, że jak przyjdą Słuchacze, to pierwszym trzem funduję kawę i osobiście serwuję. Z samego rana mocno to płoszy niewybudzone jeszcze Słuchaczki (80% w Szkole to kobiety - "Wszystko się, Panie, teraz feminizuje! Co za czasy!"), które gwałtownie odmawiają. Ale zdarzają się odważne. Używając języka sprzed kilkudziesięciu lat - "wyzwolone!"
Wkładam kapsułkę, słychać, jak coś ją przedziurawia, potem rozlega się syczenie, nic nie leci, a potem kapsułka spada do pojemniczka na zużyte. To wkładam drugą - to samo. Trzecią i czwartą - też to samo. Poddałem się, bo jedna kapsułka kosztuje, zdaje się, niezłe pieniądze i chyba w ten sposób straciłem jednego Pilsnera Urquella.
Zrobiłem więc sobie parzonkę z resztek kawy Kolegi-Współpracownika (wyszła z tego oczywiście lura) i spokojnie czekałem na Najlepszą Sekretarkę w UE.
Gdy przyszła, zdałem Jej relację z nieszczęścia, jakie spotkało mnie po tylu dniach nieobecności w Szkole, więc natychmiast zabrała się do pracy. Najpierw ze śmieci wyciągnęła jedną, niby zużytą kapsułkę, załadowała ją i na moich oczach, inaczej bym nie uwierzył, zrobiła kawę. To wszystko wylała i zrobiła mi nową.
Żal Mi było lury, więc szybko ją wypiłem, mimo protestów najlepszej Sekretarki w UE, i zacząłem się delektować nową kawką myśląc przy tym, że chyba rzeczywiście nadaję się tylko do łopaty.
Po pewnym czasie tak się rozochociłem, że poprosiłem o kolejną.
- Ale to już trzecia!
- Ojej, żona, czy kto?!
Trzecią kawkę dostałem, ale w proteście Najlepszej Sekretarki w UE czuję daleki wpływ Żony.
Dzisiaj Bocian przysłał jeden list.