12.12.2017 - wt
Mam 67 lat i 9 dni.
No i kończę powoli Moje wspomnienia z Mojego Ogólniaka.
Jeszcze może dzień pisania, a potem korekta. Wyjdzie z 10 stron, a miały być cztery.
Od soboty nie wychodziliśmy z Naszego Mieszkania. Więc, żeby nie zwariować, pojechaliśmy 25 km do Sąsiedniego Miasteczka, które jest mniejsze od Naszego, ale jest tam kawiarnia ze świetną muzyką, przemyślanym wnętrzem, dobrym winem, kawą i deserami. Dlaczego tam jest, a u Nas nie? Bo są kuracjusze, którzy przychodzą. Miejscowych nie uświadczysz.
W Naszym Miasteczku nie ma takiego miejsca, bo nie ma nikogo, kto by przyszedł. A nie ma nikogo, kto by przyszedł, bo nie ma takiego miejsca.
Nasza znajoma, która prowadziła bardzo dobrą i stylową kawiarnię ze swoją siostrą jeszcze w Innym Miasteczku, a z którą, jako jej regularni goście się zaprzyjaźniliśmy, musiała w końcu tę kawiarnię zamknąć. W sezonie było nieźle, ale to raptem dwa miesiące. A poza sezonem kompletna klapa.
Kiedyś podsłuchała przed wejściem do kawiarni pewną parę:
- Wejdźmy na kawę i ciasto. Miło tu. - Rzecze On.
- A po co? Chodź do domu. Upiekę lepsze ciasto, a kawę też mogę ci podać! - Rzecze Ona.
Wieczorem Żona kładąc się spać wręcza Mi buteleczkę z jakąś mazią, którą mam sobie posmarować obolały kciuk.
- A będziesz pamiętał, bo ja zasnę i nie będę mogła Cię przepytać?! - I patrzy na mnie błagająco.
Dzisiaj Bocian nadal się nie odezwał.