środa, 13 grudnia 2017

13.12.2017 - śr

Mam 67 lat i 10 dni.

No i rzygam powoli moimi wspomnieniami z Mojego Ogólniaka.

Bo ile można?!  Miały być cztery strony, a końca nie widać! Oczywiście wszystko przeze mnie, bo nie potrafię wyhamować i wpuszczam się zbyt szczegółowo w meandry tamtych lat. Ale inaczej się nie da. Każdy wie, jak niebezpieczne dla posiadanego czasu, jest porządkowanie starych zdjęć.

Wczoraj wieczorem, a potem przez całą noc, Nasza Sunia nieźle dała nam w kość.
Najpierw człowiek bierze sobie takiego słodkiego szczeniaczka, a potem Bydlę rozpycha się na kanapie, tak że ty ledwo siedzisz na brzeżku półdupkiem z bolącym cię kręgosłupem i jeszcze go głaszczesz.  Nasza Klatowa i Paszczowa ma do dyspozycji legowiska w każdym pokoju, bo raz albo chce być przy Pani, a raz akurat przy Panu, a ty się cieszysz, gdy jest przy tobie. A najlepiej jak wszyscy są razem na malutkiej kanapie. Na dodatek pyskuje i wyraźnie z tobą dyskutuje. Nim się obejrzysz, staje się członkiem rodziny. I gdy odchodzi, tak jak poprzedni, jeszcze bardziej Klatowy      i Paszczowy, to ryczysz, jak bóbr.
Więc musiało się Bydlę czegoś niepostrzeżenie nażreć i miało sensacje. Ja to bym się sam zamknął w sypialni,             a Bydlę, gdzieś w innym pokoju, niech rzyga, robi kupę - rano się sprzątnie. Ale taki prosty model postępowania to nie    z Moją Żoną.
Najpierw Sunię sprowadziła do naszej sypialni moszcząc Jej na podłodze(!) wygodne legowisko. Przez około dwie godziny słuchałem monologu Żony (- No co Ci jest, biedna, malutka?!) oraz mlaskań, parsknięć i kaszlnięć Suni, niczym z armaty, bo, jak powiedziałem, klatę ma, więc ma z czego.
W końcu stwierdziłem, że to jest paranoja, więc Żona z Sunią przeniosły się do innego pokoju.
Resztę nocy udało Mi się jako tako przespać. Żonie nie. Co chwilę wstawała i, albo wychodziła z Sunią na dwór, aby ta mogła nażreć się trawy, albo dawała Jej wody albo kefirku.
- Na rozluźnienie. - Jak rano wyjaśniła Żona.  A blada była, niczym śmierć.
Mimo wszystko dała radę zrobić Poranny Posiłek Energetyczny. Wtedy ja, zwyczajowo, robię sobie drugą kawę, zawsze małą.
- Może jednak sobie zrobię drugi raz dużą kawę? - zagadałem mając na myśli fatalną noc.
- Nie pij tyle kawy! To dla Ciebie niedobrze!
- Dobrze, dobrze,dobrze! - zacząłem już w połowie Jej zdania, żeby chociaż mieć małą. - I potem zrób mi to czarne świństwo! - dodałem mając na myśli kawę z cykorii, którą ostatnio Żona niepostrzeżenie wprowadziła dla Mojego dobra do Mojego menu. - Ale na lukrecję w życiu Mnie nie namówisz! - dodałem będąc na fali. - Bo to syf rzadki!
Dobrze, dobrze, dobrze! - zbyt szybko zareagowała Żona i wiedziałem, że za tym musi się coś kryć.
- Tylko muszę jakoś tak zrobić, żebyś pił wodę z solą. - no i się wydało! - Wzdychasz?  - Dlaczego?
- Owszem wzdycham, bo zabraknie Mi dnia, żeby napić się chociaż jednego(!) Pilsnera Urquella!
Żona rozłożyła ręce w fałszywym geście bezradności:
- No trudno! - A poza tym sól jest tańsza.

Wieczorem zrobiła Mi pyszny omlet z czterech jaj. W środku cebula, zielona i czarna oliwka, kozi ser. Do tego pikantny sos i kapka wytrawnego czerwonego wina. Wszystko systemem gospodarczym, jak mówi Żona, co oznacza, że niczego spożywczego przed wyjazdem w domu nie zostawiamy.
Bo jutro wyjeżdżamy Naszym Inteligentnym Autem do Metropolii, razem z Sunią. Będzie tam pierwszy raz, więc oczywiście na tę okoliczność cudownie ozdrowiała.
Ozdrowiał i wrócił również Terenowy. Biedakowi, w czasie tej czterystu kilometrowej trasy, którą pokonał z dużym poświęceniem, spaliło wszystkie świece. Ale już jest dobrze.

Dzisiaj mija 36 lat, gdy 13 grudnia 1981 roku, w niedzielę, ogłoszono stan wojenny. Z tego dnia wszystko pamiętam. Był bardzo ponury!  Dobrze byłoby, żeby o tym pamiętali ci wszyscy kretyni, którzy tęsknią za komuną lub chcą wprowadzić system do niej podobny.
W marcu następnego roku zostałem internowany.

Dzisiaj Bocian, ni z gruchy, ni z pietruchy, zadzwonił.