poniedziałek, 4 lipca 2022

04.07.2022 - pn - dzień publikacji 
Mam 71 lat i 213 dni.

WTOREK (28.06)
No i od razu przejdźmy do drobnej zaległości. 

Czyli do wczorajszego dnia. Brak jego opisu w poprzednim wpisie mógłbym swobodnie wytłumaczyć panującym ciągle, obezwładniającym upałem. Z powodu lasowania się mózgu, cały organizm pracował  na zwolnionych obrotach. Trudno było zebrać myśli.
A więc (nie zaczynamy zdania od "więc" - brzmi mi w głowie głos dwóch moich polonistek, tej z podstawówki i tej z ogólniaka, stąd zacząłem od "A") wczoraj, w poniedziałek, 27.06, sporo się działo, ale taką codziennością związaną z naszym życiem w Wakacyjnej Wsi oraz w związku z zasranym sportem.
Chociażby rano.
Żona smsem dostała informację od gości, że w dolnym prysznicu zatkany jest odpływ. Tak się dzieje od czasu do czasu i z dolnym, i z górnym, ale jakoś nigdy nie pamiętam, a raczej nie chce mi się pamiętać, żeby system przeczyścić co jakiś czas, tak bardziej profilaktycznie, tylko czekam, aż efektownie nazbiera się potężna partia glutencji i na oczywisty sygnał od gości oraz na uświadomienie sobie, że po to studiowałem chemię, aby spokojnie zmierzyć się z widokiem i zapachem tego, co z dużą satysfakcją za każdym razem wyciągam.
Uzbrojony więc w dwa śrubokręty i kombinerki, wszystko do otwarcia kratki ściekowej, bo potem wystarcza już praca tylko ręcyma i palcyma, już miałem wyjść z domu, gdy przez drzwi tarasowe ujrzałem, tuż za tarasem, dudka, który chodził po trawie jak gdyby nic i pasł się niczym pospolita kura.
Szeptem wydarłem się na Żonę, żeby przyszła. Bo to cholerstwo strasznie płochliwe. Dudki oczywiście. 
Żona od razu wydarła się szeptem:
- Są jeszcze trzy! - Zobacz po lewej!
Tak byłem skoncentrowany na tym jednym, że nie zauważyłem całego stada.
Patrzyliśmy jak zamurowani. Pierwszy raz w życiu doświadczaliśmy czegoś tak niezwykłego.
Na pierwszy rzut oka wszystkie były jednakowe, dopiero po chwili wyłapaliśmy różnicę. Jeden z nich, jak stachanowiec (przodownik pracy – tytuł przyznawany w państwach bloku wschodniego pracownikom, którzy znacznie przekroczyli normy pracy przewidziane do wykonania. Konsekwencjami było podnoszenie norm pracy dla wszystkich pracowników bez podnoszenia wynagrodzeń za pracę. - lata 1935 - 1950; Aż 102 tony węgla. Tyle tego cennego surowca w ciągu jednej nocy (z 30 na 31 sierpnia 1935 r.) wydobył Aleksiej Stachanow, górnik dołowy kopalni w Kadijewce (ówczesny ZSRR). Prekursor ruchu współzawodnictwa pracy, który w ciągu jednej zmiany wykonał 1475 proc. normy (!)...) dzióbał w trawie. Wyglądało to przekomicznie, bo jego dziób tworząc ze złożoną czupryną piór na głowie idealną linię prostą uderzał w ziemię niczym kafarem, po czym zapierał się łapkami i wyrywał korzenie traw by dopaść jakąś smakowitą larwę albo pędraka, a następnie do jednego z nierobów pędził pieszo ze zdobyczą szybciutko nimi przebierając niczym na przyspieszonym filmie. Nierób natychmiast przybierał formę oczekującą z otwartym szeroko dziobem. Rodzic, bo był to on (jednak trochę większy i masywniejszy oraz pracowity), natychmiast po tym zabierał się do wbijania dzioba w trawę, by znalazłszy kolejną ofiarę pędzić komicznie do swojego dziecka, ale już innego niż poprzednie. Dzieci uczyły się dzióbać w trawie przez naśladownictwo, ale robiły to jakoś bez przekonania. Wyraźnie symulowały.
Żona robiła zdjęcia, a ja w końcu to stadko "kur" musiałem opuścić, bo przecież czekali goście.
Cała czwórka siedziała w cieniu na dole. Przeprosiłem tłumacząc się dudkami. I się zaczęło. Od słowa do słowa, od ptaka do ptaka, dość powiedzieć, że w ciągu 40. minut zdążyłem im opowiedzieć historię naszego małżeństwa, Naszej Wsi, Naszego Miasteczka, Wakacyjnej Wsi, moich światopoglądowych relacji z Synem i Synową oraz Teściową i przekazać im szereg ciekawostek, na przykład o Szamance i o Tym Który Dba O Auto oraz kilka plotek. Sami chcieli.
O Szkole nie zdążyłem, bo Żona nieinwazyjnie wysłała smsa.
- Czy mam sama porannie wyjść z Pieskiem, bo się domaga?!
Zadzwoniłem, że broń Boże, że ja chcę sam i że zaraz będę, tylko przeczyszczę odpływ.
- Matko, to ty jeszcze tego nie zrobiłeś?!...
Gdy wychodziłem po robocie, goście zapytali, czy byłby dla nas problem, gdyby zobaczyli naszą część posesji.
- Bo my naprawdę zrozumiemy, jeśli państwo odmówicie... - Uszanujemy prywatność.
Odparłem, że dam znać, tylko muszę skonsultować z Szefową. A Szefowa zgodziła się bez problemów oczywiście, więc gości zaprosiliśmy od razu, żeby później nie wiązać się wzajemnymi niemożnościami.
Było super. Chodzili, podziwiali, komentowali, pytali. Cała aura wynikała po prostu z ich wieku. Byli zainteresowani niepowierzchownie, a i komplementy nie były sztuczne, nadęte, bo tak wypada. Wycieczka trwała stosunkowo krótko, ale spędzony wspólnie czas był niezwykle ciekawy.
Na fali spotkania po rozstaniu z gośćmi Żona wysłała do nich smsa. Wiedziona współczuciem dla 11-letniego pieska jednej z par zaproponowała, żeby, jeśli będą chcieli, przychodzili z nim nad Staw, żeby piesek mógł się ochłodzić. W trakcie wizyty u nas było wyraźnie widać, jak brodzenie w wodzie przynosi mu ulgę.
- Specjalnie wysłałam smsa, żeby uprzedzali smsem. - A jakbyś tak latał nagi po posesji, a oni akurat się do nas wybrali?... - Mogłoby to popsuć nasze relacje.
Gdy wyjeżdżaliśmy do Powiatu na zakupy, poszedłem do gości potwierdzić zaproszenie nad Staw z pieskiem.
- Żona wysłała w tej sprawie do pani smsa prosząc o smsowe uprzedzenie. - Bo twierdziła, że akurat mógłbym nago latać po posesji, a to by mogło popsuć nasze relacje.
Pani była nad podziw opanowana. Nie dała rady jednak ukryć odruchowego wstrząśnięcia ramionami i zdjąć z twarzy wizji tego, co sobie z przerażeniem przed oczyma wyobraziła.
- Owszem...  zamilkła. - Mogłoby popsuć... - do końca zachowała zimną krew nie urażając przy tym gospodarza.

Po powrocie z Powiatu zabrałem się za podlewanie... orzecha. Tego pięknego, stojącego przed domem, i stanowiącego o klimacie całego widoku, jaki mamy ze strony tarasu i werandy. 
Ostatnio, gdy była u nas Lekarka i Justus Wspaniały, ten ostatni wypatrzył na szczycie orzecha więdnące liście. Od tych upałów i braku deszczu. Tak mi to mocno zasugerował, że od razu, ku mojemu przerażeniu, ujrzałem, że rzeczywiście, te na górze były jakieś takie oklapłe. Co prawda korzenie orzecha są ponoć tak ekspansywne i potrafią penetrować ziemię w poszukiwaniu wody w promieniu nawet 15. metrów, ale skąd miałem wiedzieć, co robi ten nasz? Więc wziąłem się na sposób. Pod nim położyłem wąż bez żadnych końcówek, zraszaczy, itp. i pełną rurą puszczałem wodę tworząc chwilowe kałuże. Oglądając mecz Hurkacza tylko co jakiś czas końcówkę węża przesuwałem.
No cóż, po dwóch wygranych setach przez Hiszpana (Alejandro Davidovich-Fokina) byłem bliski załamania, by po dwóch kolejnych wygranych przez Polaka wrócić do euforii i pewności, że jednak ten mecz wygra. Niestety piątego seta przegrał, jak i cały mecz, w sposób dla mnie niezrozumiały.
Zakończył więc swój występ w Wimbledonie na I rundzie. Zasrany sport! Pozostała mi nadzieja w postaci Igi Świątek, bo w pozostałe nasze panie jednak nie wierzyłem, chociaż na początku dawały sobie radę bardzo dobrze.
 
PONIEDZIAŁEK (04.07)
No i cały wczorajszy i dzisiejszy dzień biłem się z myślami. 

Najpierw z negatywnymi, kiedy wpis z tego tygodnia, a raczej jego brak, kłuł mnie swoją niegotowością w oczy i w mózg powodując moją frustrację, pewien stres i wyrzuty sumienia.
A im bliżej końca dzisiejszego dnia tym bardziej pozytywnymi, bym po przekroczeniu pewnej bariery potencjału mógł sobie odpowiedzieć na kilka fundamentalnych pytań:
- czy jestem blogowo nieodpowiedzialny? - nie!,
- czy jestem cyborgiem? - nie!
- czy mam prawo normalnie, od czasu do czasu oczywiście, żyć? - tak!
- czy jestem profesjonalistą? - tak!
- czy mogę olać wpis z tego tygodnia? - tak!
- czy nadrobię zaległości? - tak! To tylko jeden cały tydzień.

Tedy tak uspokojony zamknąłem dzień i mogliśmy z Żoną wieczorem spokojnie obejrzeć Rząd. Na tym luzie pomyśleliśmy nawet, że może uda się zaliczyć dwa odcinki.
 
 
 
W tym tygodniu Bocian zadzwonił pięć razy i wysłał jednego smsa z odkrywczo-fałszywą informacją.
W tym tygodniu Berta nie zaszczekała ani razu.
Godzina publikacji 19.49.

I cytat tygodnia:
Lepiej bez celu iść naprzód niż bez celu stać w miejscu, a z pewnością o niebo lepiej, niż bez celu się cofać... - Andrzej Sapkowski (polski pisarz fantasy, z wykształcenia ekonomista. Twórca postaci wiedźmina. Jest najczęściej po Stanisławie Lemie tłumaczonym polskim autorem fantastyki.)