sobota, 4 listopada 2017

04.11.2017 - sb

Mam 66 lat i 336 dni.

No i NBM mnie załatwił.
A wszystko przez Nie Nasze Mieszkanie Na Osiedlu W Metropolii. Jest to bowiem skansen z lat 70-tych. Ówczesny sposób wykończenia, czyli wszędzie chamskie rury, olejne boazerie w kolorze jasno-sraczkowym, odłażące linoleum na podłogach, nieszczelne zewnętrzne drzwi i okna, charakterystyczne wewnętrzne drzwi, takie że ciosem pięścią przebijesz na drugą stronę,  z szybkami i kratkami, krzywo ułożone kafelki, tynk nierówny, to mało powiedziane, cud urody meble, takie moderne, dziwne gniazdka w dziwnych miejscach, trzaskające kaloryfery, śmierdzące zsypy, akustyka, że swobodnie słychać teściową lokatora z góry (musi to być teściowa, bo tak się zachowuje, oczywiście przy okazji matka lokatorowej). Nic nie tknięte, nic nie ruszone, od blisko pięćdziesięciu lat.
Ale jakoś tak swojsko.
No więc postanowiłem, skoro mam/mamy tutaj poważniej pomieszkiwać, co nieco odgruzować. Zacząłem od łazienki i ubikacji i trochę mi to zajęło, bo nie umiem robić cokolwiek po łebkach, tak że nieźle się zharałem.
A przecież musiałem jeszcze zrobić zaplanowany obiad. Z tego zmęczenia, gdy kotlet skwierczał już na patelni na oleju kokosowym(!), przypomniałem sobie, że miał być panierowany w jajku i mące kukurydzianej. No, niestety! Nie da się wszystkiego naraz! W sumie, przez przypadek, wyszło fajne mięsko i chyba ta metoda zgniatania jest dobra. Za to z własnej inicjatywy do sałatki z pomidorów wcisnąłem cztery ząbki czosnku (jutro idę później do szkoły). Na szczęście o Luksusowej nie zapomniałem!

Kończąc obiad dotarło do mnie, że jestem w sytuacji schyłkowej i że dzisiaj więcej nie wymodzę, czyli nie sklecę.

Dzisiaj Bocian zadzwonił raz.