05.11.2017 - ndz
Mam 66 lat i 337 dni.
No i nie było tak, jakby się zdawało.
Wczoraj wieczorem, w ostatnim przebłysku sił intelektualnych i fizycznych, dotarło do mnie, że nie mogę być starym Zgredem i Ramolem (jeszcze nie, a może nigdy nie! - czyżby Młynarski?)), tkwić w trójkątnym kieracie Szkoła - Nie Nasze Mieszkanie - Blog i że nie mogę się poddać!
Zrobiłem więc sobie naprędce kawę, tę z eko-sklepu (nawet dobra), przebrałem się i pojechałem do kina na komedię w koprodukcji duńsko-francusko-niemiecko-szwedzkiej, film nagrodzony Złotą Palmą w Cannes. Poprosiłem o ulgowy bilet młodego, bo jaki może być, kasjera(?), sprzedawcy(?), menadżera(?) na film "Kwadrat" na 20.30.
- Na co? - zapytał.
- Na "The Square" - zmitygowałem się.
- Aha.
- A ile trwają reklamy? - zawsze moje podstawowe pytanie przy kasie.
- Minus 10.
- Co pan ma na myśli mówiąc "minus 10" - pytam, chyba z grymasem zdziwienia na twarzy.
- Mówiłem "minut 10" - odpowiada z innym grymasem na twarzy, niż mój. Wolę nie zagłębiać się w interpretację jego grymasu.
Film trwał 2 godz. 22 min., sala prawie pełna.
W trakcie roześmiałem się może ze dwa razy (a śmiać się lubię, nawet rechotać), podejrzewam że w momentach, kiedy w koprodukcji do głosu dochodzili Francuzi. Na początku pewna, stała, grupka widzów śmiała się, ale wg mnie dość sztucznie i w sposób wymuszony, przy kretyńskich, bo przecież takie muszą być, i bez finezji dyskusjach o współczesnej sztuce. Przecież przyszli na komedię. Ale po jakiejś 1/3 filmu jakoś nikomu nie było do śmiechu. W sumie film ciężki, ale nie nudny, dialogi za długie, męczące, za to gra aktorów bez zarzutu.
To oczywiście wyłącznie moja opinia. Nie żałuję, że go obejrzałem, ale gdybym wiedział, to co wiem, to bym się nie wybrał. To mi przypomniało moją Pasierbicę, która jako mała dziewczynka poszła z Mamą, obecnie moją Żoną, do wesołego miasteczka. Dziecko chciało oczywiście na karuzelę.
- Fajnie było?
- Tak.
- Chcesz jeszcze?
- Nie.
Z kina wyszedłem o 23.00. Mnóstwo oczekujących taksówek, ale wrócić w ten sposób, to żadna sztuka. Poszedłem na przystanek tramwajowy. Po drodze, wszędzie, tłumy ludzi, wszyscy góra 25 lat. Śmichy, gadki, wszystko na pełny regulator. W tramwaju to samo, sami młodzi. Rozglądałem się uważnie wokół "zapuszczając żurawia" w głąb tramwaju, do przodu i do tyłu, ale byłem sam. Czułem się nie na miejscu. Opowiedziałem to Żonie.
- Twoja obecność niczym nie była uzasadniona. Wiadomo, że Wapno o tej porze już śpi. No chyba że byłbyś Menelem.
Zapytałem młodą dziewczynę, bo jaka miała być w świetle powyższego opisu, siedzącą i stukającą oczywiście w smartfona, czy to jest nocny tramwaj i czy trzeba kasować podwójnie. Zdziwiła się kulturalnie.
- Nie ma nocnych tramwajów, ten jest normalny, ostatni, nocne są autobusy.
- To dobrze, skasuję normalnie i stanę przy pani, w razie czego, gdyby przyszedł kanar.
Śmiechem pokryła lekkie zmieszanie.
Do Nie Naszego Mieszkania dotarłem bez problemów. Kanara nie było, więc nie dowiedziałem się, jak jest naprawdę. Na razie.
Dzisiaj Bocian do tej pory się nie odzywał.