07.11.2017 - wt
Mam 66 lat i 339 dni.
No i wróciłem do Naszego Miasteczka. Po dwunastu dniach nieobecności.
Wcześnie rano dopakowałem Terenowego wg wieczornej, smsowej instrukcji Żony.
I wyjechałem.
Terenowy zachowuje się, jak ten skład pociągu, który mnie wiózł z Metropolii, więc nie należy przesadzać i dopasować się do jego możliwości. Podróż trwała bardzo długo, ale przynajmniej mogłem sobie posłuchać moich ulubionych kaset, których chyba nie odsłuchiwałem z dwadzieścia lat. Gospodarz, młody, pod moją nieobecność, jeździł Terenowym i twierdzi, że sam Terenowy, jak i kasety, to bomba!
Ustaliliśmy z Żoną, że powitanie nastąpi na trawniku przed domem. Ze względu na Sunię, która ciesząc się z Mojego przyjazdu i będąc w tak wielkich emocjach, mogłaby w domu roznieść wszystko. A tak na zewnątrz dawała ujście swej radości szalejąc w sposób wariacki i niepohamowany.
Rozpoczęliśmy żmudne rozpakowywanie Auta.
Żona w różnych momentach mówiła:
- To niepotrzebnie przywiozłeś.
Albo:
- Tego mi nie przywiozłeś, a mówiłam Ci.
Albo:
- Szkoda, że ze Mną nie skonsultowałeś, co dokładnie miałeś przywieźć, jak zresztą się wcześniej umówiliśmy.
Na końcu dodała:
- Oczywiście Ja to rozumiem i nie mam pretensji. Pojechałeś Ty i przywiozłeś wg własnego uznania. Gdybym pojechała Ja, przywiozłabym wg własnego.
Na moją uwagę, że wśród tylu rzeczy, przy ogólnym pośpiechu, zmęczeniu i w dodatku przy pakowaniu po ciemku, nie sposób zrobić wszystkiego idealnie, odparła:
- Ja coś mówiłam?!
Wieczorem, gdy opanowaliśmy sytuację, Żona pyta:
- A jak Ci się udał makaron z sosem pomidorowym? Nic Mi nie mówisz, ani nie piszesz na Blogu?...
Dzisiaj Bocian nie odezwał się ani razu.