11.11.2017 - sb - Święto Niepodległości
Mam 66 lat i 343 dni.
No i rano opuściliśmy Rzeczpospolitą.
Wjechaliśmy do Bundesrepublik Deutschland. Ruch był spory, ale mieliśmy farta i nigdzie nie staliśmy w korkach. Żona pod koniec podróży, jakieś 30 km do celu:
- Jak myślisz, wyremontowali te ostatnie kilometry autostrady?
- Coś Ty! Na pewno nie!
- Ale przecież byliśmy ostatni raz pięć miesięcy temu, to na pewno wyremontowali!
- Przecież to nie Polska! - mówię.
I miałem rację. Ostatnie 25 km pokonaliśmy z prędkością 60 km/godz.
A potem Pasierbica Mi mówi, że z tymi pampersami to nie chodzi o cenę, tylko że te z Polski są po prostu lepsze.
To najlepiej świadczy o tym, jaką przeszliśmy drogę. Nie mówię o młodych, dla których wszystko teraz jest normalne i oczywiste, i wszędzie czują się częścią Europy i Świata. Mówię o takich, jak Ja, którzy jeszcze dwadzieścia siedem lat temu, z bagażem komunizmu, kompletnie zakompleksieni, wyjeżdżali "na roboty do Niemiec". A teraz nie mam kompleksów i odzyskałem godność wobec Świata. Patetyczne?! Tak, patetyczne! Mdłe?! Nie dla mnie!
To wszystko tak mnie naszło a propos Święta Niepodległości. Z boku, z pewnej dali, z innej perspektywy różne rzeczy widać lepiej i ostrzej.
Po przyjeździe doznałem szoku. Ostatnie dni spędzałem jednak w ciszy i spokoju, nawet w pewnej monotonii. I w Metropolii, i w Naszym Miasteczku. A u na wejściu wulkan energii, czyli Quasi-Wnuk i dokładająca się wrzaskiem Quasi-Wnuczka, właśnie wybudzona ze snu. Na początku zobaczyłem ten kilkudniowy pobyt w czarnych barwach. Ale odezwały się mechanizmy obronne wytworzone w trakcie wielu pobytów u Wnuków. Jest ich czterech, przedział wieku 4 -11 lat. Co tam się dzieje! I między Nimi i w domu. A ostatnio doszła do tej Energii Sunia, szczeniaczka, rasy Corgi. Żeby przetrwać, w takich momentach osłabiają Mi się zmysły. Mam słabszy wzrok, słuch, przede wszystkim, i nawet węch. I w ten sposób przetrwawywam, przetrwawam, przetrwywam, przetrywam, przetrwywuję, przetrwywowuję, przetrwawywowuję, przetrwawywawuję.
Zbawienny okazał się Pilsner Urquell, który dodatkowo skutecznie stępił mi w/w zmysły. Potem, jak się oswoiłem z sytuacją, to nawet szalałem z Quasi-Wnukiem, co uwielbia najbardziej i to jest Jego żywioł, i trochę ponosiłem Quasi-Wnuczkę. Jest słodka, a na dodatek dokładnie taka sama, jak moja Żona ze zdjęć sprzed pięćdziesięciu lat (ulubiony motyw rodziców - radosny, bo goły, niemowlak, leżący na plecach, rączkami trzymający swoje stópki).
Dzisiaj Bocian przysłał jednego smsa.