wtorek, 14 listopada 2017

14.11.2017 -  wt

Mam 66 lat i 346 dni.

No i skończył się trzeci zwykły dzień.

"Nic" się nie działo, więc zrobiłem drobny remanent w swojej pamięci i przypomniałem sobie, jak Żona w różnych sytuacjach analizuje moje postępowanie i mój charakter. Czyli z cyklu: "Żona powiedziała!"

- Jesteś rozwojowy.
Okazuje się, że mimo grubych warstw, jakie, wg Żony i Jej określenia, posiadam, różne rzeczy do mnie docierają. Niektóre po godzinie, inne po tygodniach, a są takie że dopiero po kilku latach. Czyli że nie jestem twardogłowym betonem, odpornym na wszystko, mocno zasklepionym, nie przyjmującym różnych "nowinek", zwłaszcza tych, które wprowadza Żona. Czyli mówiąc krótko - przede mną świetlana przyszłość.

- Uważaj!
I przeczytała mi definicję "aroganta". Po pierwsze, nie wiem skąd Ona czerpie takie dziwne definicje, po drugie, dlaczego kieruje do mnie i po trzecie, co Ja niby mam z tym zrobić i na co uważać? Czy, gdy właśnie mi czytała, czy uważać w ogóle? Chyba będzie musiała Mi przeczytać tę definicję kilka razy z powodu tych grubych warstw.

- Ty to jesteś taki między Morrisem a Fleischmannem.
Jest to niewątpliwie pokłosie namiętnego oglądania przez Żonę serialu "Alaska", skądinąd świetnego, ale żeby z tym tak od razu do Męża!...Chyba będę musiał obejrzeć cały serial od nowa.

- Proszę! Przeczytaj!
I bez słowa, dziwnie na mnie patrząc, wręczyła mi dwustronicowy, wydrukowany, dokument, który okazał się być, ni mniej, ni więcej, szeroką i precyzyjną definicją "narcyza". Przy czym było to wyraźnie pite do mnie. Ubodło mnie to strasznie, bo mogę być "arogantem", kimś pomiędzy Morrisem a Fleischmannem, ale żeby "narcyzem"?! Chyba pobiłem życiowy rekord w przebijaniu się przez moje warstwy, bo już po 5. minutach, czyli po czasie w którym przeczytałem ze zrozumieniem pełny tekst, dotarła do mnie cała zgroza! Obkułem więc go na blachę, noszę zawsze ze sobą, tzn. w mojej Świętej Dyrektorskiej Torbie, i staram się zachowywać dokładnie odwrotnie, niż jest tam napisane. Oczywiście nie zawsze mi to wychodzi, ale przecież "nie od razu Kraków zbudowano", a ponadto "jestem rozwojowy" i się tego trzymam. Przydałaby się jakaś ocena, komentarz z boku, ale Żona nic na ten temat nie mówi. O tym, że zapomniała, nawet nie ma co marzyć.

No i "nie chwalmy dnia przed zachodem słońca!" Jednak w ten trzeci zwykły dzień "coś" się zadziało. Dzieci wieczorem poszły do kina, a Ja z Żoną zostaliśmy z Trzylatkiem i z Pięciomiesięczną. Pięciomiesięczna darła się wniebogłosy i nic Jej nie było w stanie uspokoić. W końcu dała się "wykołysać" i usnęła.
Nie rozmawiałem specjalnie na ten temat z Żoną, ale wydaje mi się, że tak małe dzieci mieliśmy dosyć dawno...

Dzisiaj Bocian nie odezwał się wcale.