20.11.2017 - pn
Mam 66 lat i 352 dni.
No i rozpoczęliśmy II etap urządzania się i adaptacji w Naszym Miasteczku.
Zwłaszcza po przywiezieniu mnóstwa maneli Terenowym, kiedy to następnego dnia musieliśmy natychmiast wyjechać w 3000. kilometrową podróż.
Sprzątanie, układanie rzeczy, urządzanie się, zakupy. Ważna Codzienność, żeby poczuć się u Siebie! Trzeba wszystko obwąchać i obsikać! (psia natura!).
Pierwszy etap odbył się 19. października, w czwartek, kiedy po 11. latach mieszkania w Naszej Wsi, Ją opuściliśmy. I nie wiemy, czy na zawsze, czy tymczasem. Nie jest to komfortowe uczucie...
Żona twierdzi, że wcale Jej nie opuściliśmy!
Wyjazd ten nazwałem WIELKIM WYJAZDEM! Taki Exodus!, nawet jak dla Nas. Bo takim był pod każdym względem - organizacyjnym, logistycznym i przede wszystkim psychologicznym. Zabraliśmy ze sobą to, co najważniejsze, czyli najbliższych - Sunię i trochę rzeczy materialnych. Tyle, ile mogliśmy upchać. Odbierałem to bardzo pioniersko i romantycznie, nawet jak na obecne czasy. Ale wszystko ma swoją cenę.
Nasze Mieszkanie w Naszym Miasteczku jest niezwykle klimatyczne i niepowtarzalne. Ma 150 m2, dziesięć pomieszczeń, w tym pięć pokoi, sypialnia, garderoba, łazienka, kuchnia i długi korytarz. Ale nie o to chodzi. Kształt pomieszczeń, ich wysokość,wzajemne usytuowanie, szerokość drzwi, strony północ-południe tworzą atmosferę z dawnych lat.
Wszystko to od razu nas zauroczyło. Dlatego z przyjemnością w lipcu i w sierpniu spędziliśmy w nim , każdorazowo, dwutygodniowe wakacje. I gdy przyjechaliśmy, nagle się okazało, że jesteśmy u Siebie, po prostu u Siebie(!), nie na wakacjach(!) i zrobiło się dziwnie, obco. Nie spodziewałem się, że Żona zniesie to gorzej, niż Ja.
Ale powoli przychodziła Codzienność i zaczęła wszystko normalizować. Z szafek Żona wyjmowała to, co chciała, bez żadnych niespodzianek, pralka prała tak, jak w Naszej Wsi, wydając te same odgłosy, Sunia tak samo chrapała na kanapie... Zaczynaliśmy rzeczywiście być u Siebie.
A dlaczego był to "Exodus, nawet, jak dla Nas"?!
Żona w swoim życiu przeprowadzała się 17. razy. Tak poważnie - tutaj będę żyć, umierać, kochać, wychowywać córkę, będę zameldowana (komuna!). Ja 11 razy. Wybierałem nawet swoje miejsca pochówku - oto tutaj zostaną złożone moje kości! Bo taki spokój, cisza na tym cmentarzyku - podobało mi się! Przeprowadzka dla Nas to pikuś! Zmiana miejsca - żaden problem! To droga jest celem! A jednak! "Przyszła Kryska na Matyska" albo "Trafiła kosa na kamień", albo "Starych (mówię wyraźnie o sobie!) drzew się nie przesadza".
Dlatego może, w trakcie II etapu, dalej było dziwnie i obco, a na dodatek między Nami iskrzyło i czuć było w powietrzu ciężką i napiętą atmosferę. Ale rano przyszła Codzienność i wszystko się unormowało. Dlatego tak Ją lubię. W przeciwieństwie do wszelakich świąt!
Dzisiaj Bocian zadzwonił raz.