05.12.2017 - wt
Mam 67 lat i 2 dni.
No i znowu 5 Pilsnerów Urquelli w plecy!
A może 5 Pilsnerów Urquellów? W każdym bądź razie 5 butelek, a to jest strata niepowetowana!
W ramach adaptacji musieliśmy z Żoną zrobić wczoraj zakupy, żeby uzupełnić, a raczej odtworzyć wszelakie domowe zapasy. Takie Nasze Miasteczko ma to do siebie, że w dwie godziny można pozałatwiać sprawy w trzech urzędach i jednocześnie obskoczyć, np. 6 sklepów. I jeszcze pójść na kawę, jeśli jest gdzie. A gdy się rozdzielimy umiejętnie przydzielając sobie funkcje, to nawet można się zmieścić w półtorej.
Wtedy silnik diesla w Naszym Inteligentnym Aucie za cholerę nie zdąży się rozgrzać, więc katalizator dostaje nieźle w kość, ale pocieszam się, że jutro jedziemy do Bardzo Dużego Miasta, do najbliższej IKEI (najbliższej IKEA?), aby dokupić różne rzeczy, bo Gospodyni z Naszej Wsi zgłosiła spore braki dotyczące naczyń w apartamentach u gości. Musimy jechać, bo po przyjeździe do Naszej Metropolii nie będziemy mieli czasu na zakupy, a poza tym im bliżej Świąt, tym większy obłęd! Więc w drodze do Bardzo Dużego Miasta trochę przyduszę i wszystkie, wredne, cząstki na katalizatorze przepalę, jak nic.
Moglibyśmy po Naszym Miasteczku jeździć Terenowym (tak zresztą planowaliśmy), ale po zrobieniu ostatnio blisko 400 km i przywiezieniu całej masy towarów tak się zmęczył, że odmówił posłuszeństwa. Dał się jeszcze normalnie wprowadzić do garażu, ale z powrotem już Go nie można wyciągnąć. Zaparł się i nie odpala.
W ramach wczorajszych zakupów byliśmy w Rossmannie (a jakże! jest takowy). Przyjęliśmy nową strategię, żebym w czasie moich podróży pociągami wte i wewte miał ze sobą jak najmniej bagażu. Stąd różne rzeczy zostały już wcześniej podzielone, mniej więcej po połowie, z uwzględnieniem ich specyficznych funkcji, pomiędzy Nie Nasze Mieszkanie Na Osiedlu w Metropolii a Nasze Mieszkanie w Naszym Miasteczku. Strategia ta wymaga jednak ciągłych uzupełnień, więc dlatego, np. kupiłem dla Siebie nową kosmetyczkę w kolorze "lśniąco-metalizująco-opalizująco-czerwonym-w-kierunku-pomarańczowego", bo po pierwsze Mi się podobała, a po drugie muszę dać pożywkę dla Zagranicznego Grona Szyderców, żeby Ich SZYDERSTWOŚĆ nie zwiędła.
Przy kasie się zaczęło - wszystko recytowanym, doodklepliwym, wyuczonoformułkowym, pospiesznym i agresywnym głosem:
- Ma Pan kartę XYZ Rossmanna?
- Nie, dziękuję?
- To może Panu założyć?
- Nie dziękuję! - podniosłem lekko głos, w którym dało się usłyszeć zniecierpliwienie z domieszką irytacji.
- Bo zrobił Pan zakupy na 146,23 zł i gdyby pan dokupił do 150., to wtedy mógłby pan otrzymać w promocji płyn micelarny(?!).
- Czy mogę w końcu normalnie zapłacić?! - moje wzburzenie (bo jak mogła przy ludziach(!) coś takiego Mi zaproponować, tym bardziej, że kompletnie nie wiem, co to jest, więc tym bardziej nie wiedziałem, jak się zachować) specjalnie na panią nie podziałało. Bez cienia uśmiechu podała Mi resztę, w tym dwie dwudziestozłotówki. Wypadłem ze sklepu, jak oparzony, nawet nie chowając pieniędzy do portmonetki, czego nigdy nie robię, ale przez ten płyn...
Przy samochodzie ocknąłem się, że w ręce trzymam tylko jedną. Wsteczne poszukiwania nie dały oczywiście rezultatu, no i 5 Pilsnerów Urquelli się rozpłynęlli (albo Urquellów rozpłynęllów - efekt ten sam).
- Strata, która uczy, jest zyskiem! - skwitowała spokojnie Żona.
Przy okazji dotarło do mnie, że to Swoje ulubione powiedzenie, o dziwo, najczęściej mówi przy mnie...
Bocian do tamtego incydentu się nie objawił.