07.12.2017 - czw
Mam 67 lat i 4 dni. Nadal.
No i zmarł Mój Kolega ze studiów.
Dowiedziałem się o tym dzisiaj mailowo od naszego wspólnego Kolegi, który teraz pracuje Na Naszej Uczelni, jako Dyrektor Instytutu. Z tej racji wszystkie informacje o Nas zbiegają się u Niego, a potem idą dalej, do Nas, w Świat. Kolega jest profesorem z uznanym na całym Świecie dorobkiem naukowym. Wiele lat pracował, żył i mieszkał poza granicami kraju, na innym kontynencie. Praktycznie wyemigrował. Było Nam z tego powodu bardzo smutno, ale zawsze wiedzieliśmy, co się u Niego działo, a On, co u Nas. Kilka lat temu wrócił i mieszka i pracuje w Polsce, w Metropolii. Ale oczywiście jest obywatelem Świata i powoduje, że Nam, Szaraczkom, ten Świat, gdy opowiada o różnych rzeczach, pomniejsza i przybliża, czyniąc Go Naszym Wspólnym.
Jest takim naszym Guru Naukowym i Dumą Naszego Rocznika. Zbiera wszelakie tytuły, nagrody, Polskie Noble, itp. A dla Nas jest zwykłym Kolegą, ot takim kolegą(!) z roku, który sypnie dowcipem, zagra na gitarze, rzuci jakąś anegdotą z tamtych lat. Jest zwyczajny-niezwyczajny do bólu. Mnie bezpośrednio pomógł, gdy byłem w bardzo ciężkiej sytuacji. Zresztą nie tylko On. Bardzo wielu Kolegów i Koleżanek z Mojego Roku zareagowało na Moje problemy. Nie wiem, co by dzisiaj się działo bez Ich pomocy.
Naukę na Naszym Roczniku rozpoczęło ok. 160 osób (powojenny wyż demograficzny). Pięć lat później zakończyło ok. 120. A dziesięć lat później, jeszcze w stanie wojennym, spotkaliśmy się po raz pierwszy. Jako Absolwenci. To było wydarzenie! Pełna gala w kultowej, jak się teraz mówi, Sali Wykładowej Naszego Wydziału Naszej Uczelni. Rektorzy, dziekani, profesorowie Uczelni i My, ponad 100 osób! A potem wyjazd, w przyrodę, w plener. Zgodę na to musiał udzielić ówczesny Komendant Wojewódzki (i to nie był ten!) Milicji Obywatelskiej.
Bale, stroje, ognisko. Na kiełbaski musieliśmy dostać przydział i zezwolenie!
Wszystko to organizowała Mocna Grupa Koleżanek i Kolegów, którzy po zakończeniu Studiów, zostali na Naszej Uczelni.
Od tego czasu spotykaliśmy się co pięć lat. Zawsze przyjeżdżało ponad 100 osób. Z innych kontynentów, z Europy i oczywiście z całej Polski. Byliśmy ewenementem i chlubą Naszego Wydziału i Naszej Uczelni. Na dziedzińcu Uczelni leży kamień Nam poświęcony i stoi drzewo przez Nas posadzone.
Potem, już poza Uczelnią, zaczęliśmy się spotykać częściej, co dwa lata. Dotarło do Nas, że sporo z Nas przez te lata wymarło, niektórzy jeszcze w kwiecie wieku, kilkadziesiąt lat temu, więc musimy spotykać się częściej, bo kto wie...
Oczywistym, ekstra-uhonorowaniem naszych spotkań, był Zjazd'2000, Naszych pięćdziesięciu lat, a potem Zjazd'2010 - Naszej sześćdziesiątki. Teraz, takim szczególnym zjazdem, będzie Zjazd'2018, bo pięćdziesiąt lat temu rozpoczęliśmy Studia na Naszej Uczelni. Jak sobie pomyślę, że wtedy nie miałem jeszcze ukończonych 18. lat...
Na którymś Zjeździe, jeszcze na Naszej Uczelni, zostałem uhonorowany, jako jeden z pięciu Koleżanek i Kolegów, za pracę na Naszą Rzecz, pro memoria i pro publico bono, czyli za coś, co uważałem za Kwintesencję Przyjemności i Mój Psi Obowiązek.
Wtedy, wobec audytorium, niewątpliwie zaskoczony i wzruszony, rzekłem:
- Miałem to szczęście w Swoim Życiu, że pozwoliło Mi być i żyć:
1. Z Moją Żoną,
2. Z Moimi Dziećmi i Pasierbicą,
3. Z Koleżankami i Kolegami z Mojej Klasy z Ogólniaka,
4. Z Koleżankami i Kolegami z Mojego Rocznika Studiów,
5. Bez wojny, jakby na to nie patrzeć. Czyli w czasach Pokoju!
Kolega, który właśnie zmarł, był częścią Tego Wszystkiego. Był Mi bliski i ważny. Miałem przyjemność odwiedzić Go na krańcach Polski w Jego Mieszkaniu. I działo się. A na jakimś Zjeździe wpadłem nieopatrznie do pokoju przez Niego zajmowanego. Degustowaliśmy Jego Miodówkę i tego wieczoru już od Niego nie wyszedłem. Dla Zjazdu, czyli dla Koleżanek, które wiedziały, że lubię tańczyć i tańczę, byłem stracony!
Mój Kolego! Cześć Twojej Pamięci! Dziękuję, że mogliśmy być razem!
Dzisiaj Bocian nie odezwał się wcale. Czyli z cyklu : "SHOW MUST GO ON"!