30.07.2018 - pn
Mam 67 lat i 239 dni.
PONIEDZIAŁEK (30.07)
No i jeszcze bardziej rozumiem mojego Syna.
Cierpi on i jest w głębokiej frustracji, bo czuje wewnętrznie, że jego żywiołem jest komponowanie.
Ale tego robić nie może, bo ma czworo dzieci. On sam, oczywiście z Synową, świadomi praw i obowiązków, stworzyli taki stan codzienności, który najlepiej chyba opisać wszechoblepiającą natarczywością ich czterech synów wynikającą z ich bezpośredniej rywalizacji, permanentnego zwracania na siebie uwagi rodziców i oczywiście zaspokajania różnych własnych potrzeb. Do tego trzeba dodać światopogląd Syna i Synowej, który, oprócz kwestii religijnych, zakłada całkowite poświęcenie się dzieciom i likwidację własnych "egoistycznych" dążeń.
Sytuacja jest patowa, bo jednak cały czas wyłażą na wierzch potrzeby Syna, które nierealizowane są przyczyną frustracji. A nie da się znaleźć prostego rozwiązania. Być może go nie ma. Doradzić też się nic nie da, chociaż czasami nieudolnie próbuję, ale raczej z nastawieniem, że to i tak jest bez sensu.
O potrzebach Synowej, takich naprawdę jej, osobistych, nie wiem nic. Wydaje się, że ten stan rzeczy ją zadowala, ale może to być mocno mylące.
Czyli można podsumować mądrze, że:
- jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B,
- nie da się zjeść ciastko i mieć ciastko,
lub zmodyfikowane przez Żonę, gdzieś na trasie Olsztyn - Olsztynek:
- nie da się długo spać i mieć ciastko!
Dlaczego o tym piszę?
Pobyt w Naszej Wsi, 11-dniowy, mógłby być postrzegany nawet przez najbliższych, znających moje i Żony realia towarzysko-zawodowo-rodzinno i inne -inno, jako sympatyczny urlop i klasyczne byczenie się na łonie natury.
Był zupełnie czym innym, bo został całkowicie i bezwzględnie podporządkowany wnukom.
Najpierw przebywał z nami mój Wnuk-III, a potem Q-Wnuk. W tym wszystkim była krótka przerwa na odwiezienie jednego do Metropolii, a przywiezienie stamtąd drugiego, ale wystarczyła ona nawet nie tyle na regenerację sił, ile na natychmiastowe przeorganizowanie szyków i dopasowanie się do kolejnych realiów.
Tak więc doświadczyliśmy wszechoblepiactwa, które nie pozwalało na nic poza nim.
Nie skarżę się, tylko tłumaczę, dlaczego nie mogłem z radością i przyjemnością pisać bloga.
To tyle tytułem wyjaśnienia.
Żonie wszakże nie przeszkadzała ta sytuacja w wymyślaniu kolejnych sentencji, typu:
"Facet to jest potencjał! Tylko trzeba umieć nim pokierować!" (rozumiem, że facetem?).
I w tym samym tonie:
"Jak każdego narzędzia trzeba umieć go użyć!" (rozumiem, że faceta?).
W tym tygodniu Bocian zadzwonił dwa razy.