poniedziałek, 10 września 2018

10.09.2018 - pn
Mam 67 lat i 281 dni.

PONIEDZIAŁEK (10.09)
No i cały czas nie ma jak załadować.

W tygodniu, który się skończył:

1. Gasiłem w szkole przez cały czas pożary związane przede wszystkim z koniecznością zawarcia od 1. września umów o pracę z każdym nauczycielem, nawet takim, który pracuje 3 godziny w tygodniu. Jest to kolejny pomysł             w ramach "dobrej zmiany".

2. W czwartek spotkaliśmy się w Ceskej Restaurace z zaprzyjaźnionym małżeństwem, czyli Kobietą Pracującą i jej mężem - Janko Walskim.
Ona swego czasu była dyrektorką w Szkole, moją podwładną i w związku z tym swoje przeżyła. Zwłaszcza, gdy mnie odwoziła własnym autem do domu, bo było nam po drodze, i gdy już nie mogłem znieść tego wycia silnika na drugim biegu przy pięćdziesiątce  i wybuchałem.
- No wrzuć, do jasnej cholery, trójkę!
I wrzucała.
Albo, gdy po pracy, stojąc w płaszczu w drzwiach, gotowa do wyjścia i spiesząca się, jako osoba kulturalna, którą bez wątpienia jest, słuchała, przestępując z nogi na nogę,  mojej niezwykle interesującej historii, jak to swego czasu kupiłem gumofilce i jak o swoim marzeniu, żeby je wreszcie kupić i posiadać, opowiadałem paniom w sklepie.
On pracownik naukowy, PIS-owiec, zresztą jedyny w swojej placówce naukowo-badawczej, profesor, facet o szerokiej wiedzy, dyskutant wprawiony w bojach akademickich, zdolny każdego interlokutora doprowadzić do wyczerpania umysłowego i fizycznego, ciekaw wszelakich spraw i mechanizmów nimi rządzących, bez nienawiści i agresji. Autor słynnego pytania skierowanego do naszego innego kolegi, który przyjechał do nas ze swoją partnerką, do Naszej Wsi, gdzie w szóstkę w stodole spędzaliśmy niepowtarzalny czas:
- No to opowiedz mi, jak to się stało, że zostałeś komuchem?

3. W piątek spotkaliśmy się w Ceskej Restaurace z Helowcami.
Byli świeżo po urlopie. Przejechali rowerami chyba 440 km wzdłuż wybrzeża Bałtyku, od Świnoujścia po Hel(!).
Hel codziennie nieświadomie judził mnie i "drzaźnił" zdjęciami z urlopu, gdy ja w tym czasie, dawno po urlopie, byłem doprowadzany do skrajnej rozpaczy, depresji i wściekłości przez warszawskich urzędników.
Hela, zdaje się, równolegle korespondowała z Żoną, ale ja oczywiście nic o tym nie wiem.
Główna wieść jest taka, że sprzedają mieszkanie w Metropolii i kupują coś w fajnym terenie na południe od niej.
My im programowo kibicujemy i życzymy jak najlepiej, ale z głowy nie schodzi nam myśl, że to może być niezła meta, gdy będziemy przyjeżdżać z Naszego Miasteczka lub z Naszej Wsi.

4. W sobotę pojechałem do Rodzinnego Miasta.
Na kolejne spotkanie klasowe, już osiemnaste w naszej pięćdziesięcioletniej, pomaturalnej historii. Przybyło 19 osób plus nasza dziewięćdziesięcioletnia wychowawczyni, rusycystka (na powitanie odśpiewałem jej jedną zwrotkę Krokodiła Gieni). Mało nas, bo jeden kolega mieszkający w Niemczech spadł z roweru i jest po operacji kolana, drugi nie ma kasy, aby tak często lecieć z Kanady, jednej koleżance szefostwo nie dało wolnego, a jedna po prostu przestała wychodzić      z domu z powodu astmy i konieczności stałego korzystania z odpowiedniej aparatury. Pomijam piątkę, która po drodze  i w międzyczasie zeszła z tego padołu, więc na spotkaniach z nami też być nie mogła.
Okazja była szczególna.
100-lecie odzyskania niepodległości, 70-lecie naszego ogólniaka i 50-lecie naszej matury.
Ale spotkaliśmy się przede wszystkim, aby spijać nektar naszej pracy, naszego nieciężkosrajstwa, naszego chcenia       i dążenia, aby co jakiś czas być razem i od nowa przeżywać tamte czasy. Aby paść się na wspomnieniach. I aby uroczyście odebrać nasze wspomnienia spisane przez nas w 170. stronicowej książce.

5. W niedzielę, po moim standardowym pobycie w Szkole, pojechaliśmy do Kobiety Pracującej i Janko Walskiego.       Oni, co prawda, mieszkają na wsi, ale wieś zamieniła się w sypialnię Metropolii (szkoły, przedszkola, sklepy, Biedronki, DINO, deweloperzy, sześć zakładów fryzjerskich i bóg wie co jeszcze, śmigające środkiem auta, rano do Metropolii, po południu z powrotem).
Więc uciekają dalej, stąd nasza wizyta. Oglądanie działki, wsi, dyskusje i plany. I znowu im kibicujemy i życzymy jak najlepiej dorzucając swoje 5 groszy.
- Tylko co to, panie, będzie, jak wszyscy przeniosą się na wieś?!
Bo i Córcia już to zrobiła i Syn często o tym mówi, i Nasi Gospodarze.

Na koniec zagadka: Dlaczego spotkania odbywały się w Ceskej Restaurace?!


W tym tygodniu Bocian zadzwonił aż trzy razy. Święto lasu!