poniedziałek, 3 grudnia 2018

03.12.2018 - pn
Mam 68 lat.

PONIEDZIAŁEK (03.12)
No i mam 68 lat. Ot tak, po prostu.

Dzień jak co dzień. Ale ta świadomość!
Oczywiście od rana sympatyczne telefony, smsy, wizyty, ale gdzieś potem, pod wieczór  przyszedł smutek.
To chyba najlepsze określenie mojego stanu.
Nauczyłem się z tym walczyć, tzn. odganiać smutek właśnie, chandrę, lekkie stany depresyjne. Potrafię  znaleźć drobiazgi, które w takiej chwili mogą mnie z tego wyciągnąć.

Więc dzisiaj zrobiłem sobie Nieokrzesany Bal Murzynów, bardzo specyficzny.

Najpierw przy dwóch Pilsnerach Urquellach spędziłem mnóstwo czasu w sieci. Obejrzałem "50 bramek, których nie sposób zapomnieć",  mecz Polska-Belgia, wygrany przez nas 3:0 na mistrzostwach świata w 1982 roku  (trzy bramki Bońka), który wtedy oglądałem świeżo  wypuszczony z więzienia, 10 najlepszych skoków  Małysza (też się urodził         3. grudnia), 5 bramek Lewandowskiego w 9 minut, cały finałowy teleturniej 1 z 10, gdzie gość zdobył ponad 840 punktów,  Dudek Dance z finałowego meczu, wówczas Pucharu Europy, między Milanem a Liverpoolem, gdzie do przerwy Milan prowadził 3:0, a po przerwie Liverpool doprowadził do stanu 3:3 i do rzutów karnych, w których Jurek       w ostatniej kolejce obronił strzał Szewczenki, i na końcu gitarową wirtuozerię Marcina Patrzałki, 18-latka z Kielc, który robi światową karierę (z wyglądu i twarzy leszcz, ale jak gra!).

Potem za namową Żony i przy jej bieżącym i stałym pilotażu i monitoringu, krewetki, dwa dni wcześniej odmrożone, wczoraj osuszone(?), zamacerowałem ( pieprz, oliwa, czosnek, tabasco), by dzisiaj wrzucić je na rozgrzany olej kokosowy, na koniec dodać wstążki ryżowego makaronu i jeszcze raz kilka ząbków wyciśniętego czosnku i, już na talerzu, obficie pokropić tabasco i całość... zeżreć. Wobec przepysznego czerwonego bułgarskiego wina, bo białego akurat nie miałem. Ale czy to w czymś przeszkadzało?! W niczym. Było pysznie!


W tym tygodniu Bocian zadzwonił raz. Mógłby, na okoliczność, lepiej się postarać.