poniedziałek, 5 sierpnia 2019

05.08.2019 - pn
Mam 68 lat i 245 dni.

PONIEDZIAŁEK (05.08)
No i od soboty jesteśmy w Sandomierzu.

Nie mogę powiedzieć, że straciłem wenę, albo chęć do pisania, albo że nie mam o czym pisać. Nic z tych rzeczy.       Ale coś we mnie wstąpiło, jakieś znużenie materiału, jakieś nie odnajdywanie się w czasoprzestrzeni, zgorzknienie, fizyczne znużenie za sprawą wnuków, zamartwianie się o Hela na zasadzie "i tak to wszystko gówno warte!" (w związku z Helem strasznie klnę, przeważnie sam do siebie) i stałe, przy tej okazji, złorzeczenie na perfidny i kurewski los.       Sam nie wiem co.
- Musisz z powrotem wejść na tory i przełamiesz wtedy opory! - zrymowała Żona, gdy na dzisiejszym spacerze jękoliłem z powodu swojej dziwnej niemocy.

Wieczorem, gdy miałem zabrać się do napisania "czegokolwiek", Żona zaproponowała:
- A może napijesz się przy tym cydru sandomierskiego? - miała na myśli wersję bezalkoholową, taką którą kupiliśmy      w Rynku, bo innej tam nie wolno sprzedawać, czego nie rozumiem, bo zaraz obok można było kupić cydr sandomierski "normalny", czyli 4,5%  C2H5OH.
- A może napijesz się wody z solą? - zaproponowała, gdy pierwszą propozycję zbyłem milczeniem.
Dłużej milczeć nie mogłem.
- Napiję się Pilsnera Urquella, bo nie piłem go od dwóch dni.
- No to teraz wszystko rozumiem! - odezwała się Żona. - Jak możesz pisać, skoro nie mogłeś się napić swojego ukochanego pilsnerka?!
Nie wyczułem w tym krzty kpiny i drwiny. Ale i tak już było na wszystko za późno. Żona co prawda namawiała mnie wcześniej, abym sobie siadł gdzieś z pilsnerkiem i pisał, ale to nie pomogło.
Przyczyna jest głębsza. A może nie?  Może jutro się okaże, że wszystko mi "odpuści".

Chodzimy po tym Sandomierzu i się zachwycamy. To może by tak w Sandomierzu?...



W tym tygodniu  Bocian zadzwonił jedenaście razy!!! I uwaga! Novum! - w tym dwa razy do Żony. I wysłał jednego smsa. W sumie szok!