poniedziałek, 10 sierpnia 2020

10.08.2020 - pn
Mam 69 lat i 253 dni.

WTOREK (04.08)
No i dzisiaj wróciłem do Wakacyjnej Wsi, jak na mnie, późno, bo po 16.00.

Stąd w domu nie było już jak i z czym się rozpędzić. Ale w Metropolii musiałem wszystko maksymalnie załatwić i przygotować biorąc pod uwagę fakt, że w kolejny poniedziałek będę nieobecny.
Ani w Metropolii, więc tym bardziej w Szkole.

Wczoraj, pod moją nieobecność, przyjechały cztery palety gontu na dach Domu Dziwa. Gont ten raczej nie zmieni dziwności domu, ale niewątpliwie go uestetyczni. Bo obecny dach wygląda paskudnie.

ŚRODA (05.08)
No i rano "przyjechali Ukraińcy".

Konkretnie jeden, bardzo sympatyczny, dwa lata mieszkający w Polsce i nieźle rozmawiający po polsku. A liczba mnoga wzięła się stąd, że w ukraińskiej firmie zamówiliśmy deski i legary kompozytowe oraz różne duperele na tarasy dla przyszłych gości.
 
Po śniadaniu musieliśmy pojechać do Powiatu po farby, bo Bas z Barytonem zaczęli nas przyciskać. Obawiałem się tego momentu, bo zapamiętałem dobrze, jak wyglądał wybór fug. Gdybym miał go określić kilkoma słowami, to użyłbym: proces, nieskończoność, męczarnia. A tu poszło bezboleśnie, mógłbym powiedzieć, jak nie u Żony. Trzask, prask i po wszystkim. Zostały wybrane farby do wszystkich pokojów, to znaczy jeden kolor, a drugi do łazienek. W tej sytuacji humoru nie mógł mi popsuć fakt, że "naszych" farb zabrakło i że kolejna dostawa będzie w piątek. My wiemy przecież, że to jest Powiatowstwo.
Wykorzystaliśmy fakt naszego pobytu w Powiecie i pojechaliśmy do Naszej Wsi po jajka przede wszystkim, bo pod moją nieobecność Żona znacznie uszczupliła zapasy. 

Po południu dalej pracowałem nad Wyrobiskiem. Żmudnie budowałem kolejne metry faszyny. Żona co jakiś czas przy tej okazji mnie pyta lub raczej przypomina Ale ty wiesz, że prawdziwa faszyna to...?
A po drugiej stronie domu względem Wyrobiska I Tak Jak Mówię zaczął dzisiaj pracę nad pierwszym tarasem. Rozpoczął się kolejny etap modernizacji i przerabiania na nasze kopyto Domu Dziwa.

Dzisiaj, 5. sierpnia, Q-Wnuk skończył 6 lat. Pamiętam dokładnie jak z Żoną byliśmy przy jego narodzinach. Chyba mamy prawo tak mówić jako świadkowie długiego i ciężkiego porodu i ci, którzy widzieli męki Pasierbicy (przy Ofelii poszło gładziutko, Zawsze tak mogłabym rodzić, ale w trakcie naszych późniejszych pytań To może trzecie? Pasierbica każdorazowo "zabijała" nas śmiechem) i którzy widzieli "godzinnego" wówczas Q-Wnuka. Leżało sobie takie NICO na prawym boczku śpiąc oczywiście lub od czasu do czasu się drąc od razu w swoim charakterystycznym stylu, osiołkowym, jak go nazwałem. Jeszcze do roku czasu, gdy płakał, wydawał, zwłaszcza na wdechu, ten charakterystyczny osiołkowy dźwięk, ale potem ta cecha niestety bezpowrotnie zniknęła. Za to pojawiły się kolejne - towarzyskość i dyrektorowanie. Ale przez takie NICO sześć lat później, a konkretnie w najbliższą sobotę, będzie okazja spotkać się znowu w paczworkowej konfiguracji.

Dzisiaj, 5. sierpnia, Teatralna z kolei skończyła 18 lat. Nie będę się wygłupiał i pisał Kiedy to się stało?
Konfliktów Unikający, jak przystało na porządnego ojca, od kilku dobrych dni przygotowywał dla swojej córki na tę okoliczność kilkanaście butelek cytrynówki, o czym wiem, bo nie omieszkał raczyć mnie zdjęciami z poszczególnych etapów przygotowań. Nie powiem, ostatnie zdjęcie robiło wrażenie. Zaświadczało, że albo Teatralna będzie miała tyle gości, albo że teraz młodzież tyle pije. Za moich czasów, w 1968 roku, kiedy kończyłem 18 lat i byłem już na I roku studiów, do akademika, w którym mieszkałem, Ojciec przysłał urodzinową paczkę, a w niej ćwiartkę Czystej. Wtedy był taki gatunek wódki i taki rozmiar butelek. Z jednej strony było mi miło, bo był to jeden z nielicznych sympatycznych momentów związanych z Ojcem, jaki pamiętam, a z drugiej czułem się trochę zażenowany wobec trzech kolegów z pokoju, bo wtedy wypijaliśmy już "na łba" znacznie więcej.
 
PONIEDZIAŁEK (10.08)
No i naprawdę nie jestem aż tak zcyborgowany, jak uważa Żona.

Dzisiaj wolałem spotkać się w Bazyliszku z Zaprzyjaźnioną Szkołą, cieszyć się z tego, rozmawiać i popijać Pilsnera Urquella z beczki niż do północy ślęczeć nad blogiem. W każdej sytuacji następuje gradacja priorytetów. Tak więc blogową resztę z prawdziwą, ludzką satysfakcją, przerzucam do następnego tygodnia.
 
 
 
W tym tygodniu Bocian zadzwonił trzy razy.
W tym tygodniu Berta szczeknęła dwa razy jednoszczekiem. I to przy mnie, gdy pracowałem nad Wyrobiskiem. Kopała po drugiej stronie, przy mnichu, na tyle sprowokowana przez to coś, że się wysiliła. Potem w czasie dalszej pracy naśladowałem ją i przedrzeźniałem starając się z siebie wydobyć niski, zdarty głos lampucery, ale nie wychodziło mi tak dobrze, jak jej.
Godzina publikacji 23.03.