poniedziałek, 2 stycznia 2023

02.01.2023 - pn - dzień publikacji
Mam 72 lata i 30 dni.

WTOREK (27.12)
No i wreszcie dzisiejszy dzień był tym dłuższym od najkrótszego w roku o 1 minutę.

Wreszcie z górki. Żona nie mogła  się doczekać.
Ranek był opóźniony, bo wstałem dopiero o 07.30. Ale z racji wyrobienia się na bieżąco z wpisem, od początku miałem błogie poczucie luzu. I przeniosło się ono na cały dzień. Poranne rytuały zostały przeciągnięte ponad miarę. Późny I Posiłek, taki sam, jak wczorajszy, i taki sam jak II Posiłek w niedzielę i wczoraj - pieczona biała kiełbasa na zimno, wędzony karp, sałatka warzywna, sos tatarski, chrzan i Stumbras. Dzisiaj rano wchłonąłem 2,5 pepysa.
Żona, nieposiadająca natury psa z jego menu-powtarzalnością, rano już wymiękła. Zdecydowała się tylko na wędzonego karpia z chrzanem oraz na nóżki, których ja jeszcze nie zdążyłem tknąć, nomen omen. 
Czas przepływał między palcami miło je łaskocząc. Wspaniałą monotonię przerywały drobne incydenty. A to nagle usłyszałem od Żony A co w zasadzie stoi na przeszkodzie, żebyśmy mogli zamieszkać w Uzdrowisku III?!, a ponieważ nie stało nic, to obejrzeliśmy kilka ofert wybranych przez Żonę z postanowieniem, że gdy będziemy odwozić Teściową do Uzdrowiska II, to odwiedzimy III, a nocować będziemy oczywiście w I; a to zadzwoniłem do Geografa, a to do Byłej Bratowej, a to wreszcie sporo popracowałem przy drewnie. Wszystko dawało satysfakcję.
Po południu zjadłem II posiłek taki sam, jak dzisiejszy I Posiłek, taki sam, jak wczorajszy, i... Tym razem pochłonąłem tylko jednego pepysa.     
Ciekawe, kiedy mi się znudzi, bo zapasów jeszcze trochę jest. I żeby była jasność - nie mówię o Stumbrasie. To znaczy, żeby była jasność - zapas Stumbrasa jest, nuda zaś jego nie dotyczy.
 
Późnym popołudniem zadzwonił Kapitan i omówiliśmy szczegóły przyjazdu klasowych koleżanek i kolegów z Rodzinnego Miasta. W piątek rano czwórkę odbiorę na dworcu, pozostała trójka dojedzie własnym sumptem. Tak więc na pogrzebie powinno być od nas 8 osób.
 
Wieczorem obejrzeliśmy drugi odcinek Homeland. Stwierdziliśmy, że dajemy serialowi szansę.
- Tylko co oni będą pokazywać aż przez 8 sezonów? - dziwiła się Żona.
 
ŚRODA (28.12)
No i od rana nadal były święta.
 
Taki sam ranek, jak wczoraj i w poniedziałek. 
Żona nawet jadła to samo, co wczoraj - nóżki i wędzonego karpia. A ja to samo, co wczoraj na II Posiłek i to samo... Przy jednym pepysie. Taka faza.
Mniej więcej od południa dzień zaczął wyglądać na trochę mniej świąteczny. Korzystając z nieobecności Szczecinian postanowiłem zamontować nad schodami, tymi, z których spadłem, prowadzącymi do "ich" mieszkania, ledową lampę uruchamianą na czujnik ruchu. Powinienem był to zrobić już dawno, bo Prąd Nie Woda wypuścił kabel we wskazanym przez nas miejscu i tylko należało zamontować lampę. Czas mijał, wiosną, latem i wczesną jesienią wieczorami było jasno, więc po co komu lampa. A potem Szczecin kupował i kupował Dom Dziwo, więc straciłem motywację, aby cokolwiek robić z wyjątkiem prac bieżących. Ale wiadomo, los jest przewrotny. Szczecin mieszka na górze, o 16.00 jest już ciemno, a dzień przez to przecież się nie kończy i trzeba po schodach chodzić wte i wewte. I jak sobie uzmysłowiłem, że robią to również ich dzieci, to motywacja gwałtem powróciła.
Oczywiście sam montaż trwał 30% całej pracy, chociaż po drodze były różne, jak to zwykle się dzieje, mechaniczne i elektryczne niespodzianki, a resztę wypełniły przygotowania, a potem sprzątanie. Zawsze upierdliwe i nie przynoszące satysfakcji. Ale ogólnie byłem zadowolony. Nawet pokusiłem się o wstępną regulację czasu i siły świecenia, ale z resztą, po kilku próbach nie przynoszących satysfakcjonującego rezultatu, dałem sobie spokój. Szczecinianin też musi mieć w tym jakiś udział.
A potem mnie naszło i zlikwidowałem ostatecznie gałęziówkę. Resztki, mokre, albo porąbałem, albo poukładałem i wszystko po wielu tygodniach zniknęło. Zostało tylko grabienie pozostałego syfu, a to akurat przyjemność.

Na II Posiłek zażyczyłem sobie to samo, co dzisiaj rano na I i to samo, co... Żona już nie podołała Bo muszę wreszcie zjeść coś ciepłego! i zrobiła potrawkę, w której dusił się schab. Niespodziewanie trochę jej zjadłem, ale tylko dlatego, że na jutro Żonie oszczędziłem resztki wędzonego karpia. Ale jeden pepys był bez zmian. Jak zakomunikowałem Żonie Ostatni z serii świątecznej. Umiar zawsze jest wskazany. Zachowawczo jednak stwierdziłem, że Następny to może będzie na Święta Wielkanocne, a... może na Sylwestra. Błyskawicznie się zreflektowałem.

Wieczorem obejrzeliśmy kolejny odcinek Homeland.

CZWARTEK (29.12)
No i z samego rana przyszedł sms od Kolegi Inżyniera(!). 

Wiedział, że będę już na nogach. Faktycznie od 06.30 tłukłem się w kozie i w kuchni. Ale nie spałem od 06.00, bo rozmyślałem o jutrzejszym pogrzebie i przywoływałem w pamięci różne wspólne momenty z naszego życia, mojego i Zbyszka.
- Wstajesz? - usłyszałem za jakąś chwilę rozbudzoną Żonę.
To błyskawicznie wstałem. Rano nie da się obudzić i zbytnio dalej leżeć w łóżku, bo według niej inaczej się zachowuję. A to ją natychmiast wybudza.
- Wiercisz się nietypowo, przewalasz się często z boku na bok... i to powtarzające się ziewanie. - Przecież w nocy nie ziewasz...
Więc, gdy tylko zszedłem nomen omen i a propos, z radością wręcz zobaczyłem informację od Kolegi Inżyniera(!) o promocji piw w Biedronce, która uwzględniała istotny szczegół, a mianowicie Pilsnera Urquella. W odpowiedzi wyzwałem go od geniuszy.
W związku z promocją trzeba było cały czas sensownie zorganizować, żeby połączyć przyjemne z pożytecznym. O przyjemnym już mówiłem, a w obszarze pożytecznym działo się sporo.
Zacząłem od odkurzania dolnego mieszkania, bo w piątek miały do nas zjechać kolejny raz dwie panie z Metropolii ze swoim pieskiem, na 5 dni. W Powiecie, w obszarze zakupów, oprócz standardów, wyróżniał się jeden - po dwuipółletnim mieszkaniu w Domu Dziwo zachciało się nam montażu lamp na podcieniach, werandzie i nad tarasowymi drzwiami (Prąd Nie Woda swego czasu stosowną instalację przygotował). Stwierdziliśmy nagle, że zimą jest za ciemno, a ponieważ właśnie tkwimy już w trzeciej, więc chyba miarka w chodzeniu po ciemku, po omacku albo z latarką lub czołówką się przebrała. Niestety w Bricomarche nic nas nie mogło zadowolić. To uznaliśmy, że może zdamy się na Internet A poza tym, czy nam było źle z tymi ciemnościami? Tylko w podcieniach postanowiliśmy zamontować taki mleczny plafon, któremu nic nie dolegało oprócz pochodzenia z PRL-u i opaćkania farbami i kurzem, ściągniętego ze schodów prowadzących do górnego gościnnego mieszkania. Umiejętnie wyczyszczony i zamontowany, schowany w pewnym załomie muru, specjalnie by nikogo nie gryzł, a po drewno można byłoby jednak chodzić nie bojąc się zabicia przez potknięcie albo uduszenie lub odcięcie głowy na sznurach do wieszania wszelkiego prania.
Kolejnymi pożytecznymi sprawami były wizyty w ZUS-ie i w US. 
W tej pierwszej instytucji po konsultacji pani ze zwierzchnim oddziałem musieliśmy tylko jeszcze raz wypełnić siedmiostronicowy  dokument usuwając błędy z poprzedniego wypełniania I powinno być dobrze!
W drugiej najpierw pani zapytała się na wejściu, czy byliśmy umówieni, a gdy uczciwie zaprzeczyliśmy, usłyszeliśmy z mocą urzędniczą ten idiotyzm Bo proszę państwa, nic w tym względzie się nie zmieniło! Mógłbym napisać, że tę uwagę pani zignorowaliśmy, ale tak naprawdę to mieliśmy ją w dupie. I uwagę, i młodą, nadętą panią. Czy mieliśmy się poddać temu idiotyzmowi, który już poznaliśmy? Czyli zamknąć drzwi, zadzwonić pod podany obok numer, usłyszeć, gdy ta nadęta odbiera, dalej usłyszeć w stereo jej głos, umówić się i za chwilę wejść z powrotem do tego urzędniczego przybytku?! Nos dla tabakiery, czy tabakiera dla nosa?! - mógłbym rzec, albo wyjaśnić jaśniej siusiumajtce dociekając, kto pełni i wobec kogo służebną rolę?!
Na szczęście od razu, jak gdyby nigdy nic, z zaskoczenia, przeszliśmy do sprawy - czy ja, jako organizator zjazdu mogę gromadzić środki z wpłat uczestników na moim prywatnym koncie nie będąc posądzanym o kombinacje i oczekiwać, że zaraz pierwszego dnia po upływie pięciu lat fiskus zapuka do mnie każąc mi płacić podatek z pięcioletnimi odsetkami w ramach przyjaznego obywatelowi państwa (w moim siedemdziesięciodwuletnim życiu z takim się nie spotkałem). Między trzema paniami coś robiącymi, chyba, zanim przyszliśmy, rozgorzała dyskusja z wnioskami wzajemnie się znoszącymi, więc na koniec dano nam kartkę z jakimiś informacjami i numerem telefonu do Informacji Skarbowej. Wszystko wydrukowane na papierze o dużej gramaturze, nabłyszczanym, z efektowną szatą graficzną, słowem cała para w gwizdek. Do tego, gdy sobie pomyślałem o wielogodzinnych próbach dodzwonienia się i słuchaniu Aktualnie jesteś 272. w kolejce, to byłem... pełen podziwu dla urzędniczych metod. Ale, gdy wychodziliśmy, z ust najstarszej z pań padł taki głos rozsądku Niech pieniądze przyjmuje  hotel, w którym będziecie mieszkać. On i tak będzie musiał się rozliczać.
Ten głos rozsądku był prezentowany przez Żonę od ponad roku, ale wiadomo - nikt nie jest prorokiem we własnym kraju.
Ciekawe, co na to wszystko powie hotel?
 
Z US wyjechaliśmy z tak dziwnej strony Powiatu, że postanowiliśmy zrobić sobie małą wycieczkę. Odkryliśmy dwie nowe wsie, w których nigdy nie byliśmy, a wracając zupełnie niespodziewanie zahaczyliśmy o Pierdolło. Na placu drewna miał w bród. Nawet nie usiłował nam wmawiać jak poprzednio, że to już jest wszystko wyprzedane. Po, jak zwykle wschodnim targowaniu, udało się nam zbić cenę z 500 zł za metr przestrzenny na 400 i to za akację. A akacja jest jednym z lepszych drzew do palenia w kominku i jednym z trudniej dostępnych. Umówiliśmy się na 5 metrów z dostawą we wtorek.
Gdy nas niespiesznie zapisywał w swoim kajecie, opowiedział o swojej zdrowotnej sytuacji.
- Rak jelita... - spokojnie oznajmił. - Idę do szpitala w Metropolii.
I opowiedział o postępkach służby medycznej w Powiecie, o szachrowaniu i zamulaniu sytuacji, byleby tylko wydrzeć kasę z NFZ. Scyzor otwierał się w kieszeni, choć go nie miałem.

Po II Posiłku skończyłem sprzątanie dolnego mieszkania. Musiałem zrobić to dogłębnie i nie wiedziałem, czy różne mankamenty usuwam po Szczecinianach, czy po naszym stałym gościu, chociaż obie strony mieszkanie zostawiły, zdawałoby się, w bardzo dobrym stanie.
Następnie przygotowałem zapas drewna dla Żony i zabrałem się za klejenie ceramicznej podstawy jednej z dwóch nocnych lampek stojących u gości przy łóżku. W trakcie manewrowania odkurzaczem byłem uprzejmy zahaczyć o jedną z nich z wiadomym skutkiem. W ruch poszła Kropelka. Było z nią łatwiej, bo żelowa, więc nie ściekała jak ta zwykła, która zwiększała ryzyko sklejenia sobie palców i w następstwie powodowała konieczność wizyty u chirurga. A w obecnych czasach nie wiadomo, czym by  się to skończyło. A i tak, w którymś momencie, niechcący dotknąłem papieru, którym przed chwilą wycierałem resztki Kropelki i papier został na jednym z palców. Trzeba było mechanicznie zdzierać, szorować aż do zdarcia naskórka.
Wreszcie mogłem się odgruzować przed jutrzejszym wyjazdem do Metropolii.
 
Wieczorem obejrzeliśmy kolejny odcinek Homeland.
 
Dzisiaj napisał Po Morzach Pływający.
Cześć.
76.5-77kg i przytyłeś 5kg? Nie wiem czy to dobrze czy to źle,ale chyba taka huśtawka wagowa nie jest zbyt dobra dla  samopoczucia.
Kiedy jestem" przeżarty" ,a zbliża się pora spania to piję herbatę miętową, mocną i bez cukru. Po 15 minutach jestem " pusty" i spokojnie zasypiam. Najlepsza jest do tego domowa mięta, ale jeżeli nie ma to taka z apteki. Jest jeszcze jeden sposób na " bezkarne" obżarstwo. Dodawanie sosu miętowego do ciężkostrawnych potraw. Nie polecam do makowca😁. Niestety nie jestem pewien czy można taki sos dostać w kraju.
U nas generalnie spokojnie. Powoli znika hałda drewna. Udało nam się kupić dosyć suche dlatego pakuję je od razu do drewutni. A tak na dokładkę jako ciekawostkę dołączam taką książkę.
W Wigilię piłem bardzo dobre czerwone wino z Winnicy Jadwiga.
PMP
(zmian moja; pis. oryg.)
W załączniku dostałem namiary na książkę, ale kiedy zajrzę, nie wiem.

PONIEDZIAŁEK (02.01)
No i nie podołałem.

Piątkowy pogrzeb kolegi, przyjazd w piątek do Wakacyjnej Wsi z noclegiem Krajowego Grona Szyderców, ich wyjazd w sobotę, Sylwester i Nowy Rok z Q-Wnukami i wreszcie dzisiejszy poniedziałek z Teściową skutecznie wyzuły mnie z sił i z czasu.
 
 
 
W tym tygodniu Bocian zadzwonił siedem razy i wysłał jednego doradzającego smsa.
W tym tygodniu Berta szczekała wielokrotnie. Zawsze jednoszczekiem. Po dwóch latach i ośmiu miesiącach życia w Wakacyjnej Wsi wykombinowała wreszcie, że jak jest na zewnątrz i chce się dostać do domu, wystarczy podejść pod tarasowe drzwi i lampucerowato szczeknąć. Efekt jest murowany. Jeśli oboje państwo są akurat na dole, rzucają wszystko, żeby obejrzeć to zjawisko.
Godzina publikacji 19.08.

I cytat tygodnia:
Jeśli nie żyjesz na krawędzi, zajmujesz za dużo miejsca. - przysłowie indyjskie