18.03.2024 - pn - dzień publikacji
Mam 73 lata i 106 dni.
WTOREK (12.03)
No i dzisiaj wstałem o 06.00.
Od razu zabrałem się za cyzelowanie ostatniego wpisu.
Dzisiaj jest dzień urodzin Hela. Gdyby żył, miałby 55 lat. Ciągle nam go brakuje.
Jeszcze przed I Posiłkiem zabrałem się za powtórne wycieranie na mokro ścian, sufitu i wykładziny podłogowej w sypialni gości. Dzisiaj, wcześniej niż zakładaliśmy, miało przyjechać łóżko. Dla całkowitego zamknięcia etapu usuwania kurzu jeszcze wytarłem porządnie trzy szafki, bo ich widok nie przystawał już ewidentnie do wysprzątanych pomieszczeń.
Kurier przyjechał tuż po I Posiłku. "Tylko" dwie paczki plus materac zwinięty oddzielnie wyglądały podejrzanie, jakby czegoś brakowało. Stąd natychmiast zabrałem się za wypakowanie i montaż. Dobrze żarło, montaż wydawał się być prosty, bo przecież ileś łóżek w życiu się namontowałem. Ale do czasu. Okazało się, że nigdzie nie ma potrzebnych śrub i czterech nóżek, żeby łóżko przybrało ostateczną formę łóżka.
Producent najpierw sugerował mailowo dobrze przyjrzeć się paczkom i się upewnić, a gdy się okazało, że to nie igła w stogu (kto teraz z młodych wie, co to takiego?) siana, zapewnił, że braki dośle ekspresowo. Więc rozbabrane łóżko zostawiłem na środku sypialni i zabrałem się za montaż cokolików. Z sypialni zrobiło się kolejne pudełeczko. To określenie Żony, którego specjalnie nadużywałem, gdy tylko się pojawiała. Z przyjemnością się nabijałem, gdy widziałem nie tyle jej minę, co oczy wodzące z zachwytem po sypialni.
Zacząłem następny etap cyzelowania pomieszczeń dla gości. Z piwnic ściągnąłem kolejne listwy i kątowniki. Razem z Żoną je zinwentaryzowaliśmy i zdecydowaliśmy, gdzie mają być zamontowane, ze świadomością, że kilka trzeba będzie dokupić, po czym Żona w trosce o stan mojego zdrowia wygnała mnie na dwór.
- A nie poszedłbyś do sklepu?...
Poszedłem chętnie, na menela, po kilka drobiazgów i po paczkę. Nadspodziewanie dobrze zrobiła mi taka odskocznia i ujrzenie świata.
A po powrocie z każdej listwy wyciągałem gwoździe i wkręty i dokładnie je wycierałem z kurzu. Jednocześnie szykowałem sobie stanowisko na balkonie, aby tam na dwóch kobyłkach przytarganych z piwnicy ciąć, dopasowywać i malować.
W międzyczasie zadzwoniliśmy do Lekarki i Justusa Wspaniałego potwierdzając nasz przyjazd do nich w najbliższy piątek. Rozmowa była króciutka, jak na nasze standardy, ale po wcześniejszych smsach ją przygotowujących widać było podejście gospodarzy do gości i różnicę ich charakterów. Lekarka bowiem pisała Fajnie, że przyjeżdżacie 😀, zaś Justus Wspaniały Ale z ziemią... mam nadzieję😟 Nie, żeby się nie cieszył z naszego przyjazdu.
Resztką sił czyściłem wąską, a wysoką boazeryjną ścianę w salonie gości, jedną z dwóch, tą, która wymagała najwięcej prac po remoncie i najwięcej zachodu. Musiałem znowu użyć drabiny wielosegmentowej. Na koniec, na oparach, pociąłem na małe kawałki olbrzymie kartony po łóżku, żeby wszystko zmieściło się do jednego worka na śmieci. Stały na chybcika porzucone na podeście między schodami skutecznie odcinając drogę Pieskowi między górnym a dolnym legowiskiem. Litościwa i pełna empatii Pani, jeden karton zniosła do holu i tak go sprytnie ustawiła, że pierwszy raz schodząc tam po coś i nie spodziewając się niczego, o mało się nie zabiłem. Ale za to Piesek mógł zejść na dół. Jednak na tyle mocno zapamiętał te niebezpieczeństwa komunikacyjne, że ani mu w głowie było wieczorem przyjść na górę, co zwykle ostatnio robi.
Wieczorem obejrzeliśmy kolejny odcinek Zawód:Amerykanin.
ŚRODA (13.03)
No i dzisiaj wstałem o 04.45.
Z powodu meczu Igi Świątek z Kazaszką-Ruską Juliją Putincewą. Organizatorzy zapowiadali, że jako ostatni w cyklu dziennym rozpocznie się on nie wcześniej niż o 04.00 naszego czasu. Mógł więc dobrze wystartować i o 05.00. Ale, jak się za chwilę okazało, rozpoczął się niedługo po czwartej. Wykorzystałem funkcję "oglądaj od początku" i całość bez problemów obejrzałem z czasowym przesunięciem o około godzinę i piętnaście minut. Iga wygrała 2:0.
Dzień więc rozpoczął się sympatycznie. Dla Pieska też, bo wszystko zapamiętał, ani razu nie przyszedł na górę i bez stresu mógł się wyspać.
Grubo przed I Posiłkiem zabrałem się za robotę. I powiem tak - jest prawie 19.00, jesteśmy po II Posiłku, a ja się zastanawiam, co właściwie przez cały dzień robiłem. Gdyby ktoś był u nas wczoraj i przyszedł teraz, nie zauważyłby żadnych zmian. Bo nie sposób zauważyć wielu listew zamocowanych albo mamutem, albo wkrętami, które wtapiają się w ścianę, sufit, w boazerię i pełnią swoją rolę, czyli wtapiają się.
Gdybym tak chciał wycisnąć ten dzień, co by pozostało?... Żona jednak uważała, że zrobiłem bardzo dużo.
Oszacowałem, że gdybym miał do dyspozycji komplet materiałów, to "na listwach" spędziłbym jeszcze dwa dni. Taki to Tajemniczy Dom.
W planach miałem jeszcze napełnić chociaż ze dwa worki ziemią dla Justusa Wspaniałego, ale nie starczyło sił i czasu.
Wczesnym wieczorem Żona mi zakomunikowała, że nasz burmistrz w wyborach nie ma kontrkandydata.
- To może ja bym się zgłosił? - A co?! - od razu zacząłem zaczepnie, bo reakcję Żony nietrudno było przewidzieć.
- Przyjeżdża taki oszołom z Metropolii, chodzi na menela i będzie od razu kandydował na burmistrza!...
- O, przepraszam bardzo, to tylko świadczy o tym, że znam życie!... - zripostowałem.
Nie chciałem wykłuwać żoninych oczu z powodu, że rozmijała się z prawdą - nie przyjechałem z Metropolii.
- Co ja bym powiedziała znajomym?!... - umilkła trawiąc temat i widocznie zastanawiając się, co by powiedziała znajomym. - Nie przyznałabym się! - Chodziłabym w masce, czy jak?!...
Na razie więc moja kandydatura nie wyszła poza Tajemniczy Dom. Jeszcze dobrze nie wykiełkowała, a już zdechła. Ale w następnych wyborach, gdy okrzepnę!...
Wieczorem obejrzeliśmy kolejny odcinek Zawód:Amerykanin.
Dzisiaj o 20.02 napisał Po Morzach Pływający. Tytuł maila - 96.
Magiczna cyfra, ale czy po 3-4 miesiącach PUq będzie tak samo smaczny jak dzisiaj?
W pracy wstaję o 0340 i jestem radosny jak skowronek. W domu wstaję o 0745 i najchętniej natychmiast wróciłbym do łóżka gdyby nie świadomość ogromu wiosennych prac.
Robimy przemeblowanie ogrodu. Dzisiaj przekopałem około 30m2 ziemi usuwając wszystkie chwasty.
W tym miejscu powstanie kwietna łąka, a obecne grządki zostaną przeniesione w inne miejsce.
Jeżeli plan wypali to może i miejsce na szklarnię się znajdzie.
W tym miejscu powstanie kwietna łąka, a obecne grządki zostaną przeniesione w inne miejsce.
Jeżeli plan wypali to może i miejsce na szklarnię się znajdzie.
Wstępnie robimy grządki o wymiarach 120x200cm żeby sprawdzić " ich obsługę.
Jeżeli będą " poręczne" to jesienią powstaną podwyższone o takich samych wymiarach.
Jeżeli będą " poręczne" to jesienią powstaną podwyższone o takich samych wymiarach.
Wracając do tematu wizyty tylko 12-14 kwietnia nam pasuje .
Po pierwsze W Swoim Świecie Żyjąca ma wtedy wolne, a po drugie 2 tygodnie później wracam do pracy.
Po pierwsze W Swoim Świecie Żyjąca ma wtedy wolne, a po drugie 2 tygodnie później wracam do pracy.
PMP (pis. oryg., zmiany moje)
Zaskoczył mnie tą liczbą, bo na jej magię nie zwróciłem uwagi. A przecież dokładnie pamiętam, jakie wrażenie na jedenastolatku, a w zasadzie na dziesięciolatku, zrobił zapis roku 1961.
Nie wiem, czy się udało, ale w odpowiedzi starałem się rozwiać jego wątpliwości w kwestii Pilsnera Urquella. Chyba posługiwałem się dogmatem (poza kontekstem fachowym pod pojęciem dogmatu rozumie się pewnik przyjęty tylko na zasadzie autorytetu, bez poddania go badaniu krytycznemu co do prawdziwości i zgodności z doświadczeniem).
Żona o podanym terminie przyjazdu dwóch trzecich Grona z Głuszy Leśnej już wiedziała, ale je wspólnie jeszcze raz klepnęliśmy.
CZWARTEK (14.03)
No i dzisiaj wstałem o 06.00.
Co z tego, skoro od piątej przewalałem się z powodu dwóch durnowatych snów.
W jednym chodziło o Inteligentne Auto. Wyjechałem nim chyba na jakiś zjazd i mi go ukradli. Ale to do końca nie było jasne. Szczegółów tyle, idiotycznych i nawzajem sobie zaprzeczających, że szkoda się zagłębiać. Ale jeden był wyrazisty i paraliżujący - w aucie zostawiłem wszystko. Nie miałem na obcym terenie (wszyscy znajomi zdążyli wyjechać) niczego, przede wszystkim żadnych pieniędzy ani telefonu.
W drugim byłem... skazany na śmierć przez powieszenie. Nie wiadomo za co i przez kogo. Do wyroku nie doszło, ale od piątej wisiał, nomen omen, nade mną i mnie męczył.
Paranoja! Może to syndrom przepracowania?...
O 08.04 napisał Po Morzach Pływający.
Cześć
Dzisiaj pobudka o 0745. Przyjeżdża ekipa po śmieci których trochę się nazbierało. Dalej kontynuacja ogrodu. W sobotę stawiam pierwszą eksperymentalną skrzynię. Tymczasowo z drewna, potem z innego materiału.
Jakoś mnie nie przekonuje tak długi trzymanie piwa. Zdaję sobie sprawę, że technologia produkcji poszła mocno do przodu,ale....
Dzisiaj pobudka o 0745. Przyjeżdża ekipa po śmieci których trochę się nazbierało. Dalej kontynuacja ogrodu. W sobotę stawiam pierwszą eksperymentalną skrzynię. Tymczasowo z drewna, potem z innego materiału.
Jakoś mnie nie przekonuje tak długi trzymanie piwa. Zdaję sobie sprawę, że technologia produkcji poszła mocno do przodu,ale....
No to szykujemy się na 12 kwietnia.
Do zobaczenia
PMP (pis. oryg., zmiana moja)
Jeszcze przed I Posiłkiem zapakowałem pięć worków ziemi. Pysznej - czarnej, wilgotnej i pachnącej.
Taczką zwoziłem koło drzwi klubowni, żeby jutro mieć blisko przy załadunku do biednego Inteligentnego Auta.
Po I Posiłku pojechaliśmy do City. Zaliczyliśmy Carrefour i Biedrę, Leroy Merlin (tarcze do cięcia metalu i kamienia oraz do szlifowania drewna), sklep z wykładzinami (trzy obszyte na wymiar dywaniki na blaty trzech szafek) i Jysk, który stanowił dzisiaj główny punkt zakupowy i główny punkt zabierający mi resztki sił. Siadałem, gdzie się tylko dało (w takim sklepie o to nietrudno), a Żona wybierała. Po czym to wybrane znosiłem do kasy gromadząc całą górę przed kasowaniem i znów siadałem, gdzie się tylko dało. W ten sposób kupiliśmy 4 kołdry, 4 poduszki, 4 komplety pościeli bez prześcieradeł (4 jeszcze domówiliśmy), 8 ręczników dużych i 4 małe oraz 3 podkładki na stolik-ławę.
Po powrocie do domu sił dodała mi malutka paczuszka, którą w międzyczasie przywiózł kurier i zostawił w umówionym miejscu. Były w niej nóżki i śruby do montażu łóżka oraz... instrukcja.
Za taką pracę, mimo zmęczenia, zabrałem się ochoczo. Bardzo szybko okazało się, że tym razem dostaliśmy 8 śrub za dużo, a instrukcja uświadomiła mi dość boleśnie, że bez niej z jednym etapem rozpędziłem się i że musiałem się cofnąć o krok, czyli zdemontować już zmontowane.
Żona, gdy przyszła zobaczyć efekty, namówiła mnie, żebym końcówkę zostawił sobie na jutro.
Musiałem mieć chociaż pół godziny na drobną regenerację, która miała wystarczyć na to, żebym dał radę w czasie meczu wysiedzieć przed laptopem.
Iga Świątek wygrała z Karoliną Woźniacką pierwszego seta 6:4, w drugim prowadziła 1:0 i mecz został przerwany z powodu kontuzji Karoliny. Dawno nie oglądałem tak dobrego tenisa, a gra Karoliny mi imponowała. Widać było u niej doświadczenie i każdy przemyślany ruch. W końcu była kiedyś rakietą nr 1.
PIĄTEK (15.03)
No i dzisiaj wstałem o 06.30.
Jeszcze przed I Posiłkiem skończyłem montować łóżko. Można było się kłaść, ścielić, itp. A potem sporo pracowałem w drewnie, żeby zrobić zapas na nasz niedzielny powrót, bo było wiadomo, że w domu będzie chłodno i że trzeba będzie temperaturowo nadrabiać. Dla spokoju ducha nie chcieliśmy zostawiać ogrzewania kotłem gazowym, więc go na amen wyłączyliśmy.
Na deser zostawiłem sobie pakowanie worków z ziemią. Inteligentnym Autem tyłem podjechałem pod Klubownię, żeby mieć jak najbliżej i wszystko zapakowałem na tylne pasażerskie miejsca. W ten sposób niczego nie ująłem Pieskowi z bagażnika.
O 11.00 przyszedł Sąsiad z Lewej. Miał być po klucze o 12.00, ale wiadomo było, gdy się pojawił, że źle zrozumiał.
Po I Posiłku zaczęliśmy się pakować, a ja równolegle się odgruzowywałem. Do Pięknego Miasteczka, do Nowych w Pięknej Dolinie wyjechaliśmy o 14.21. Mimo piątku, mimo dziesiątków TIR-ów i rozpoczynających się godzin szczytu, podróż przebiegła nadspodziewanie gładko i zajęła nam 2 godziny i 8 minut. Przed domem Lekarki i Justusa Wspaniałego byliśmy przed podanym czasem 8 minut wcześniej, stąd na miejscu i na miejscu było zadane przeze mnie gospodarzom pytanie Czy te 8 minut mamy poczekać w samochodzie?
Nie musieliśmy.
Nie było szans się rozpakować, bo tak gospodarze, jak i pieski w równym stopniu dokładali się do początkowego rozgardiaszu. Gospodarze musieli pochwalić się wszelkimi nasadzeniami i nasianiami (pomijam kwiatki, ale z ziemi wyszła już cebulka, a czosnek wystawał już swoim zielonym jakieś 20 cm nad ziemią), ale w końcu wszystkim udało się wyjść na sąsiednią działkę, idealnie ogrodzoną, która wytrzebiona z różnych chaszczy i krzaków stała się świetnym miejscem do wypuszczania Ziutka i Bruna. Działkę tę Lekarka w końcu kupiła i od zawsze uważaliśmy, że był to dobry krok, bo pomijając pieski, przestrzeń ta stworzyła naturalny bufor między ich domem a domem świeżo co wybudowanego sąsiada (tego od prądu). Nie wiem, jak to się stało, ale z ich pieskami wyszła Lekarka prowadząc je na smyczach, żeby nie stratowały grządek. Ledwo dała radę dojść do furtki i smycze musiała puścić, bo o mało się nie przewróciła, tak Ziutek i Bruno ciągnęli do działki i do Berty przede wszystkim.
Gdy pierwszy impet minął, można się było rozpakować, urządzić w przydzielonym pokoju na I piętrze i zasiąść w kuchni. I to okupowanie tego miejsca miało już trwać do końca wieczoru. Posiłek i wino uzupełniały wszelkie gadki.
Spać poszliśmy chyba około 10.00. Półfinałowego meczu Igi Świątek (planowano go na północ) z Ukrainką Martą Kostiuk nie oglądałem (Iga wygrała 2:0).
PONIEDZIAŁEK (18.03)
No i dzisiaj wstałem o 05.30.
Pół godziny przed alarmem. Nie mogłem spać z powodu natłoku gnębiących mnie myśli i wspomnień w związku z moim zmarłym kolegą, o czym szerzej w następnym wpisie. Fakt ten oraz pobyt u Nowych w Pięknej Dolinie spowodował we mnie poważną demoralizację. Nic mi się nie chciało robić, w tym pisać, jak widać. Stałem się oklapły, a takiego stanu u siebie nie cierpię, więc to niecierpienie dodatkowo mnie pogrążało. Siłą woli coś tam popchnąłem w pracach na rzecz przygotowania apartamentów.
W tym tygodniu Bocian zadzwonił trzy razy i wysłał jednego sflaczałego smsa.
W tym tygodniu Berta zaszczekała dwa razy. Oba na wyjeździe. Pierwszego dnia pobytu u Lekarki i Justusa Wspaniałego dwuszczekiem, gdy zobaczyła za szklaną taflą dzielącą salon od tarasu bezczelnie defilującego kota, co spowodowało ogólne zamieszanie, bo natychmiast dołączył Ziutek i Bruno. A drugiego dnia z tego samego powodu, ale gdy kolegów nie było, bo wyszli z państwem na spacer, trójszczekiem. Pięknym, głębokim, bez śladu lampucerowatości.
Godzina publikacji 19.24.
I cytat tygodnia:
Jak masz głupio myśleć, lepiej odpocznij. - Haruki Murakami (japoński pisarz, eseista i tłumacz literatury amerykańskiej)
Podsunąłem Żonie.