poniedziałek, 29 kwietnia 2024

29.04.2024 - pn - dzień publikacji
Mam 73 lata i 148 dni.
 
WTOREK (23.04) 
No i dzisiaj wstałem o 06.00.

Na alarm. Organizm musiał odespać i nawet nie przeszkadzała mu pełnia. Spał bite 9,5 godziny, bo zasnął o 20.30, zaraz po tym, gdy ja i Żona skończyliśmy oglądać kolejny odcinek serialu Zawód:Amerykanin.
Od rana cyzelowałem wpis. I już o 09.00 byłem w robocie.
Skrobałem i czyściłem na mokro pasy podłogi przy ścianach w kuchni tam, gdzie miałem doklejać cokoliki. Od nowa je przymierzałem, po czym malowałem i, wyschnięte, kleiłem mamutem. Efekt był niezły, ale prosta linia cokolików bezwzględnie ujawniła nieproste, czytaj faliste, linie ścian i podłogi. Zmienne odstępy w przyszłości będę musiał zasilikonować.
Gdy kolejne cokoliki schły po malowaniu, zabrałem się za PIT-y. Miałem je dawno zrobić, ale stałą wewnętrzną wymówką była konieczność remontu, czyli podchodziłem do nich, jak pies do jeża. Oczywiście nie wiedzieć czemu, bo wzorce z ubiegłego roku miałem. Stąd i PIT-39 (sprzedaż Wakacyjnej Wsi), i PIT-28 (prywatny wynajem) zrobiłem bez problemu. Ale oba trochę czasu zżarły.

Planowaliśmy dzisiaj wyjazd do City, ale przesunęliśmy go na jutro, bo Żona dostała informację, że przyjdzie lodówka. Dwóch sympatycznych kurierów bez problemów zaniosło ją na I piętro, do kuchni, zwłaszcza że zaproponowałem im trzy dychy na flaszkę.
- To może po dwie dychy, tak symetrycznie? - zaproponował jeden z nich.
To było symetrycznie.
Nie było jeszcze 14.00. Idealnie! Na menela wybrałem się po paczkę, do MZK (tam odważyłem się pokazać w ten sposób pierwszy raz) po żółte worki na plastik, a przede wszystkim do lokalnej SKP (Stacja Kontroli Pojazdów). Z racji wyglądu byłem miejscowym swojakiem, poza tym, z racji miejsca zamieszkania, stąd, no i na wstępie wzmiankowałem, że tę stację polecił mi Nowy Mechanik Bo tam są ludzcy fachowcy!
- A jak Nowy Mechanik - usłyszałem od jednego z dwóch ludzkich - to tym bardziej zrobimy!
Nie było żywej klienckiej duszy oprócz mnie, więc cały przegląd trwał ze 20 minut z wjazdem, wyjazdem i z gadkami. Pan Inteligentne Auto poddawał wyszukanym torturom, że aż mi było trudno na to patrzeć, zwłaszcza na hamowniach i na specjalnych płytach przesuwających się na różne strony, żeby zbadać stan zawieszenia. A gdy wylazł z kanału i na końcu sprawdził wiązki światła, usłyszałem:
- Jest ok. - Wszystko w jak najlepszym porządku!
No, ogarnęła mnie duma, bo przecież Inteligentne Auto ma już 8 lat.
- Ale tę naklejkę to musi pan usunąć...
- A czym to się robi? - zapytałem, bo słyszałem, że są na to różne metody i sprawa nie jest tak oczywista.
- To panu usunę.
Podziwiałem, jak sprytnym skrobakiem zrobił to w pół minuty.
- W domu resztki kleju niech pan usunie jakimś rozpuszczalnikiem.
Tak więc ostatni łącznik z Powiatem został usunięty z Inteligentnego Auta. Bo na naklejce widniał poprzedni numer rejestracyjny.
Umówiliśmy się, że za rok, jakiś tydzień przed terminem, dostanę smsa przypominającego o kolejnym rejestracyjnym przeglądzie.
Do domu wracałem w bardzo dobrym nastroju. Trochę popsuł mi go fakt, że przez godzinę musiałem wykonać w jakimś sensie jałową robotę rozpakowując lodówkę, a przede wszystkim sprzątając po niej tony śmiecia, w które była zapakowana. 
Kolejne pomalowane cokoliki schły, więc żeby się z ich powodu nie porzygać, z przyjemnością zamontowałem uchwyty do elektrycznej kuchenki. Jeden cokolik, ostatni, zostawiłem na jutro, bo wolałem się zająć dziesiątkami drobiazgów, a przede  wszystkim skończeniem montażu klamek i szyldów w dwóch parach drzwi. I gdy wyrąbane we framudze dwie dziury spełniły swoje zadanie, to znaczy wchodziły w nie zaczep klamki i rygiel zamka, chcąc sprawdzić zamknięcie drzwi pociągnąłem je do siebie. Mocno się zdziwiłem, bo z drzwiami wylazła ze ściany w moim kierunku futryna. To dobrze świadczyło o mojej pracy, gorzej zaś o fachowcach. Szef Fachowców lub jego pomocnik, "zapomnieli" ją przymocować. No, naprawdę bardzo śmieszne, a nawet śmieszniejsze, skoro za to mieli zapłacone. Futrynę wyjąłem, nałożyłem mamuta, włożyłem na właściwe miejsce i docisnąłem dając jej czas do jutra. Do tych kilku czasowników dodałbym jeszcze "złorzeczyłem" i "kląłem"!
Teraz między drzwi trzeba będzie wstawić "tylko" próg, wszędzie poprzyklejać uszczelki i zastanowić się nad akustyczną izolacją. A to jest całkiem niezły froncik robót.

Po II Posiłku zadzwoniliśmy do Lekarki i Justusa Wspaniałego. Miał dzisiaj swoje święto. Oprócz życzeń przekazaliśmy im stan naszych prac remontowych A goście do górnego przyjeżdżają za tydzień! (my) i Zdążycie! (Lekarka), a oni opisywali nam, jak zasłaniali agrowłókniną przed przymrozkami cenne dla nich krzaczki i uprawy.
- I to wszystko przy paskudnym zimnym wietrze! - uzupełniła Lekarka. 
Poza tym nihil novi, no może tylko tyle lub aż tyle, że Lekarka zadbała o drobne detale zdrowotne Justusa Wspaniałego. I tu koniec, kropka.
 
Dzisiaj o 19.02  napisał Po Morzach Pływający.
Jak realizacja planu?
Mnie udało się dzisiaj zamontować zawiasy na słupku do furtki panelowej: czytaj takiej z drutu.
Wykonawca u którego zamówiłem 3 furtki zapomniał w tej ostatniej zamontować zawiasy. Na moją sugestię, żeby przysłał nowe odpisał, że " to proste i łatwe w montażu,a on już mi dał rabat" za brak tych zawiasów. No to musiałem się trochę nagimastykować, żeby nie mając stosownych narzędzi i części zapasowych zamocować ww zawiasy. Udało się, ale wszędzie gdzie mogę opisuję gościa jako nierzetelnego wykonawcę.
Poza tym robimy porządki z przyprawami tzn Czarna Paląca je robi, a ja zbieram śmieci.
Okazało się, że mamy ich tyle, że wystarczyłoby ich na kilka lat. Teraz przynajmniej nie będzie trzeba grzebać w stosie torebek, żeby odnaleźć to co jest potrzebne.
Winorośl czuje się dobrze / 6 patyków / i czeka na właściwą pogodę, żeby można ją było przesadzić do gruntu. Myślę, że za 2-3 tygodnie jak się porządnie ukorzeni.
I powoli szykuję się do wyjazdu.
PMP
(pis. oryg.; zmiany moje)

To jest niesamowite, to "zapominanie fachowców". Z drugiej strony świadczące o zwykłej przecież ułomności ludzkiej. No, ale skoro człowiek został stworzony "na obraz i podobieństwo Boga", to wnioski mogą być tylko dwa - albo Bogu coś nie wyszło, albo właśnie dokładnie wyszło.
I jeszcze drobne wyjaśnienie. Gdy Grono z Głuszy Leśnej było u nas, Po Morzach Pływający wyciął właśnie te sześć patyków czarnej winorośli. Tej rosnącej na zewnątrz. Bo tej białej, rosnącej w szklarni, w życiu bym mu nie dał, zwłaszcza że została przeze mnie strasznie przetrzebiona z zamiarem prowadzenia jej tak, żeby rosła przy ścianie domu i nikomu, a raczej niczemu nie zabierała światła.

Wieczorem obejrzeliśmy 2/3 kolejnego odcinka serialu Zawód:Amerykanin. Na ostatnią jedną trzecią Żonie nie starczyło sił.

ŚRODA (24.04)
No i dzisiaj wstałem o 05.20.
 
Przez Fafika. Przedwczoraj szczekał już od piątej, a dzisiaj rozpoczął przed czwartą. Coś znowu musiało popieprzyć się Sąsiadom z Lewej i trzeba będzie z nimi porozmawiać. 
Korzyść była taka, że wyczyściłem w końcu rurę od kuchni, bo czas był najwyższy. Wczoraj na noc bierwion nie dokładałem, więc dzisiaj rano robota poszła sprawnie na tyle, że gdy Żona zeszła na dół, pięknie się paliło i mogła spokojnie oddać się swojemu 2K+2M. 

Jeszcze przed I Posiłkiem przymocowałem ostatni cokolik, okleiłem taśmą cztery pary (!) drzwi w przedpokoju gości (kuchnia, salon, sypialnia i te, prowadzące do nas) i zabrałem się za kolejny etapik porządków. A potem z Żoną dokonaliśmy kolejnego podsumowania potrzeb w kontekście dzisiejszego wyjazdu do City. Obeszliśmy każde górne gościnne pomieszczenie i spisaliśmy potrzeby oraz końcowe prace do wykonania. Zrobiło się z tego blisko... 20 pozycji. A każda pożre czas. Więc Żona zaczęła coś napomykać o tych pięciu dniach, które niby miałem mieć wolne i o których miałem nie wiedzieć, co z nimi zrobić.
Do City wybraliśmy się późno. Żeby spokojnie zrobić remontowe i spożywcze zakupy musieliśmy najpierw mieć za sobą Urząd Skarbowy. Złożenie PIT-28 stanowiło drobiazg - sprawdzenie, pieczątka na kopii i po krzyku. Przy PIT-39 zasiedzieliśmy się i to sporo. Bo chcieliśmy rzecz skonsultować z właściwym urzędnikiem.
- A jesteście państwo umówieni? - zza okienka padło sakramentalne pytanie.
Nie byliśmy.
- To ja zadzwonię do koleżanki, która się tym zajmuje i zapytam, czy będzie mogła od razu przyjść.
Koleżanka mogła za jakąś chwilkę.
- Jest godzina 13.10, to ja państwa zarejestruję - tu podała jakiś skrót, chyba "w Uwuesie - Umów wizytę w US" - na 13.00. - Proszę usiąść i poczekać.
Długo nie czekaliśmy. Za kilka minut pojawiła się pani, lat około 35-40, niezwykle miła i szczebiotliwa, ale w sposób jednak wyważony, taka sztucznie budująca przyjazną i ciepłą atmosferę "bo przecież fiskus i podatnik jadą na tym samym wózku". To od razu nie mogło mi się podobać i było natychmiast podejrzane. Cuchnęło i oznaczało, że należy mieć się na baczności.
Wyłuszczyłem sprawę, która do tej pory dla mnie była prosta i oczywista, dla Żony również, że jeśli nie wydamy na cele mieszkaniowe, remontowe, itp. pieniędzy uzyskanych ze sprzedaży nieruchomości, sprzedanej w okresie do 5. lat od daty jej nabycia, to od tej kwoty, albo od różnicy, jeśli jednak coś kupimy i/lub wyremontujemy, musimy zapłacić podatek. A na ich wydanie mamy lat trzy.
I tu przedstawiliśmy złożony wcześniej, jeszcze w Powiecie, PIT-39 związany z kupnem i sprzedażą Pół-Kamieniczki oraz nowy, który właśnie mieliśmy złożyć, a dotyczący Wakacyjnej Wsi wspominając oczywiście o kupnie Uzdrowiska.
Dla pani było to wyraźnie za dużo, ale próbowała się znaleźć.
- Szkoda, że państwo wcześniej się nie umówiliście, bo ja tym się zajmuję, ale gdybym miała dokumenty, to bym się przygotowała.
- No, ale sprawa jest przecież prosta! - usiłowałem  wprowadzić logikę. - Jeśli nie wydamy w ciągu trzech lat, to płacimy podatek i koniec kropka.
Pani reprezentując przyjaznego fiskusa, który wcale nie chce, aby podatnik od razu płacił państwu haracz, zakomunikowała, że wcale tak nie jest, co wzbudziło we mnie najpierw zdziwienie, a potem konsternację przechodzącą powoli we wkurw, bo po co gmatwać prostą w końcu sprawę. A pani była w tym mistrzynią. Od razu odrzuciła PIT-39 za Pół-Kamieniczkę Nawet do niego nie będę zaglądać, skoro państwo kupiliście nieruchomość, a potem posługując się jakimiś kretyńskimi wzorami raz udowadniała, że na końcu, po trzech latach, jeśli nawet zapłacimy podatek, to będą to śmieszne kwoty, a innym razem miło uprzedzała grożąc, że jeśli nie wydamy całej kwoty(?!), to zapłacimy podatek i odsetki za trzy lata A to będą poważne kwoty! Poza tym robiła to dość chaotycznie, a jej ciągłe A nie, nie, to musi być tak! przy podstawianiu do wzoru lub A nie, nie! przy zmienianiu logiki podejścia do sprawy, powodowały, że siła mojego głosu rosła i jego jakość się zmieniała w stronę nieuchronnego nieukrywania zniecierpliwienia i niemiłego podważania jej argumentów. Bo ogólnie zmierzałem do tego, że w razie czego, czyli niewydania środków, płacimy podatek, to jest oczywiste i nie ma o czym mówić.
Pani jednak nie dawała się przyprzeć do muru i patrzyła na mnie, jak na dziecko, które się uparło i niepotrzebnie chce płacić.
- Przepraszam, a jak ma pan na imię? - spróbowała mnie podejść z tej strony.
- Emeryt.
- Panie Emerycie... - i zaczęła od nowa swoje spokojno-bierno-agresywno-nielogiczne tłumaczenie.
Zaczynałem mieć dosyć i postanowiłem dzisiaj, jutro i może w piątek rano przetrzepać segregator "Wakacyjna Wieś" i do PIT-u 39 wpisać kwotę, która mi wyjdzie z sumy faktur.
Żona starała się dopytywać i nawet została skomplementowana przez panią O, właśnie, pani myśli tak, jak ustawodawca!, co miałem w dupie, bo przecież ostatecznie oboje z Żoną wyszliśmy głupsi, niż gdy przyszliśmy.
Gdy wsiadaliśmy do auta, Żona "wróciła" do pani.
- Ja ją podziwiam, ten jej spokój do końca... - Mając przed sobą wyraźnie agresywnego petenta, który zadaje pytania z wyraźnym przekazem Ja wiem swoje, to jest oczywiste i co pani opowiada za farmazony! do końca zachowała spokój
Nadal miałem to w dupie, bo swoje wiedziałem.

Z tych obliczeń i emocji tak mnie rozbolała głowa, że Żona zaproponowała drobną odskocznię, taką odsapkę. Pojechaliśmy do starego centrum City, takiego jedynego miejsca, które naprawdę jest urokliwe i zadbane. Z kawiarnią o fajnym wystroju, z pysznymi bezowymi deserami, z owocami i lodami waniliowymi oraz z młodym właścicielem, z którym kilka razy ucięliśmy sobie sympatyczną pogawędkę. Na tyle się zrelaksowaliśmy, że bez specjalnego bólu przeszliśmy przez dość skomplikowane zakupy w Leroy Merlin i proste w Carrefourze i w Biedronce.
W domu byliśmy przed 18.00. To pozostało tylko się wypakować i zjeść późny i skromny II Posiłek. Ale, żeby nie kłaść się spać z wyrzutami sumienia, w kuchni pod szafkę wiszącą, która stała się stojącą, wbiłem ślizgi (takie nie nóżki, ale też nie podkładki), podmalowałem co nieco z pofachowcowych ubytków w łazience i w kabinie posilikonowałem fugi, zdarłem i wyczyściłem miejsce po uchwycie na roletowy łańcuszek od rolety, tej naprawionej przez Trzeźwo Na Życie Patrzącą i to samo próbowałem zrobić z silikonem na styku zlew-blat, bo inaczej Żona tego ostatniego nie mogłaby dobrze naolejować.
 
Jutro planowałem rozpocząć układanie kolejnych kwadraciaków, które miały stanowić cokoły po drugiej stronie ścieżki względem tej gotowej, zrobionej z Synem. Wiedząc jaka to jest robota zadzwoniłem do jednego z pomagierów.
- Lekcje mam do 13.30, to o o 14.00 przyjdę. - Ale kolega może dopiero o 16.00.
Kazałem im przyjść obu. Jeden miał razem ze mną pracować przy cokołach, a drugi sprzątać wokół szklarni, bo tam wszystko wołało o pomstę...
- Ale pamiętaj, żebyś miał ze sobą strój na zmianę, bo będziemy pracować przy granitowym grysie i wszystko się pobrudzi...
- Tak, tak, mam taki strój robotniczy... - udało się mu mnie rozbawić.
 
Zanim poszliśmy na górę, przyszła wiadomość od Krajowego Grona Szyderców. Właśnie wylądowało po 2,5 godzinach lotu w... Atenach. Pięciodniowym pobytem mieli uczcić kolejną rocznicę ich ślubu. Dwunastą, co mnie zszokowało!

Dzisiaj o 09.39 napisał Po Morzach Pływający.
Mijamy się lewymi burtami / czerwone światło/, ponieważ tak jest napisane w COLREGu czyli Przepisach o zapobieganiu zderzeniom na morzu, ale czasem mijamy się prawymi burtami, jeżeli mijanie nie jest możliwe lewymi. 
Czytam, że plan idzie zgodnie z założeniami.
PMP (zmiana moja; pis. oryg.)
Odpisałem, że powinniśmy zdążyć, ale... A ta potencjalna możliwość mijania się statków różnymi burtami jednak mnie zaniepokoiła. Bo wkrada się tu czynnik ludzki, a, jak wiemy, jest on najbardziej zawodny.

Wieczorem obejrzeliśmy, mimo że było stosunkowo późno, 1 i 1/3 odcinka serialu Zawód:Amerykanin.

PONIEDZIAŁEK (29.04) 
No i są priorytety.

Co nie stanowi żadnego zaskoczenia, oczywiście. Konieczność zdążenia z górnym mieszkaniem przed 1. maja plus Q-Wnuki załatwiły nawet bloga.
Marzę już o tym, żeby goście przyjechali do górnego mieszkania. To by oznaczało, że najważniejsze rzeczy zostały zrobione. Będę mógł odsapnąć i wrócić do normalnej rzeczywistości, normalnej codzienności, bez presji czasu.
 
 
 
W tym tygodniu Bocian zadzwonił trzy razy i wysłał dwa sflaczałe smsy.
W tym tygodniu Berta nie zaszczekała ani razu.
Godzina publikacji 19.28.

I cytat tygodnia:
Jeśli jesteś samotny, kiedy jesteś sam, jesteś w złym towarzystwie. - Jean-Paul Sartre (powieściopisarz, dramaturg, eseista i filozof francuski. Przedstawiciel egzystencjalizmu. Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury za rok 1964; nie przyjął jej)
 
Dzisiaj jest historyczny moment - wpis opublikował Q-Wnuk, znany piłkarz, który ma na tle piłki nożnej kompletnego świra. I to jest mało powiedziane. 
Powyższe napisałem ja, czyli wspomniany ŚWIR (w sierpniu tego roku skończę 10 lat)!